OdaŁtorsko: Magda
Hmm... hej! Jestem Magda i kompletnie nie mam pojęcia co tu napisać xD. To mój pierwszy, nieporzucony w połowie pierwszego rozdziału ff. Do tej pory pisałam tylko miniaturki. Naprawdę cieszę się, że znalazłam tak wspaniałe dziewczyny, które ze mną wytrzymują. To niezwykłe! Mogłabym lać wodę w nieskończoność, ale nie będę za bardzo Was zanudzać i po prostu zaproszę do kolejnego rozdziału tego opowiadania.
Enjoy!
Betowała niezastąpiona, najcudowniejsza Julcia. Naprawdę, wpadajcie do niej, bo jest genialna.
Betowała niezastąpiona, najcudowniejsza Julcia. Naprawdę, wpadajcie do niej, bo jest genialna.
***
Jedna z bocznych uliczek
Chinatown, na dosłownie chwilkę, rozświetliła się oślepiającym światłem. Gdy ów blask zgasł, dwie postacie wyłoniły się z mroku ulicy, spojrzały na siebie i rozległy się krzyki.
– Idioto, coś ty zrobił?! Mogło nam się coś stać! Cholera, ja tylko chciałam usunąć ci część wspomnień i zniknąć. Co teraz? Na Merlina, wszystko zawaliłam... Teraz, to już na pewno zmieni się przyszłość. Musiałeś odbijać to durne zaklęcie?
– Idioto, coś ty zrobił?! Mogło nam się coś stać! Cholera, ja tylko chciałam usunąć ci część wspomnień i zniknąć. Co teraz? Na Merlina, wszystko zawaliłam... Teraz, to już na pewno zmieni się przyszłość. Musiałeś odbijać to durne zaklęcie?
– Ja?! Może jeszcze sam je na siebie rzuciłem?! Nie miałaś prawa
próbować usunąć mi wspomnień! Należą do mnie!
– Musiałam, nie rozumiesz?! Nie
mogłeś mnie pamiętać! Wylądowałam w twoich czasach przez przypadek!
– To nie dawało ci pozwolenia na majstrowanie w mojej głowie! Głupi, naiwnie brałem cię za kogoś w rodzaju mojego sprzymierzeńca, niezdolnego do zrobienia mi czegoś takiego!
– Nadal nie rozumiesz! – krzyknęła wzburzona i poirytowana dziewczyna. – Skup się. Co by było,
gdybyś za kilkanaście lat, jako nauczyciel, zobaczył mnie na Ceremonii Przydziału? Mógłbyś mnie rozpoznać, reagowałbyś
zupełnie inaczej! Wszystko by się zmieniło! Robiłbyś zupełnie inne rzeczy, a
jesteś naprawdę ważną osobą w tej wojnie.
– Mogłaś mnie ostrzec! To był odruch – syknął Severus.
– Przecież całkiem sporo ci wytłumaczyłam! Innym po prostu usuwałam wspomnienia z ukrycia. Teraz żałuję, że z tobą też tak nie postąpiłam. Musisz
wrócić do swoich czasów!
– Ach tak? Ciekawe, jak mam to zrobić!
– Skoczymy, gdy znów zregeneruję siły. Albo po wykonaniu misji. Na razie, trzeba się zorientować, w którym roku wylądowaliśmy. Miałam precyzyjnie nastawioną datę, ale twoje zaklęcie mogło ją dowolnie zmienić. Uch świetnie, nie wiem, co my zrobimy.
Zdecydowała się przejść kawałkiem zaciemnionej ulicy, bacznie rozglądając wokoło i oceniając sytuację. Po minucie lub dwóch, wróciła, ściskając czarno-białą gazetę – albo coś, co nią wcześniej było – do swojego, pożal się Merlinie, towarzysza.
– Jesteśmy na Chinatown i zakładam, że jest niedługo przed wojną, chociaż przez tę plamę nie idzie odczytać dokładnej daty. – Podała mu zwinięty papier. – Doszłam do wniosku, że muszę trochę zmienić twój wygląd, abyśmy mogli udawać rodzeństwo. Nie możemy tak po prostu się tutaj razem przechadzać. Mogę? – Nie uzyskując od chłopca żadnej reakcji, z powrotem wyrwała gazetę spomiędzy jego dłoni, starając się skupić na sobie jego spojrzenie i odezwała się już nieco łagodniej. – Posłuchaj. Przepraszam, że chciałam rzucić na ciebie Obliviate, okay? Ja po prostu nie mogłam postąpić inaczej...
Zdecydowała się przejść kawałkiem zaciemnionej ulicy, bacznie rozglądając wokoło i oceniając sytuację. Po minucie lub dwóch, wróciła, ściskając czarno-białą gazetę – albo coś, co nią wcześniej było – do swojego, pożal się Merlinie, towarzysza.
– Jesteśmy na Chinatown i zakładam, że jest niedługo przed wojną, chociaż przez tę plamę nie idzie odczytać dokładnej daty. – Podała mu zwinięty papier. – Doszłam do wniosku, że muszę trochę zmienić twój wygląd, abyśmy mogli udawać rodzeństwo. Nie możemy tak po prostu się tutaj razem przechadzać. Mogę? – Nie uzyskując od chłopca żadnej reakcji, z powrotem wyrwała gazetę spomiędzy jego dłoni, starając się skupić na sobie jego spojrzenie i odezwała się już nieco łagodniej. – Posłuchaj. Przepraszam, że chciałam rzucić na ciebie Obliviate, okay? Ja po prostu nie mogłam postąpić inaczej...
– Jak chcesz zmienić moją twarz? – zapytał zwięźle.
– Podstawowe zaklęcia plus eliksir
zwiększający ich trwałość. Będą się wtedy utrzymywać około kilkanastu godzin.
Zmniejszę nos, rozjaśnię włosy... Ogółem, upodobnię trochę do siebie.
– Aaa rób sobie, co chcesz – sarknął,
wzruszając ramionami i odwracając wzrok, czując w głębi duszy, że nie ma zbyt dużego wyboru i powinien się dostosować, jeśli chce wrócić do swoich czasów.
Hermiona wyciągnęła różdżkę i zabrała się do roboty. Za pomocą paru prostych
uroków, zmieniła kruczoczarne włosy na ciemny brąz i sprawiła, że nos stał się
mniejszy i lekko zadarty. Próbowała zmienić też trochę odcień jego skóry, ale to zadanie chyba przerosło jej umiejętności.
Gdy się od niego oddaliła, dając tym samym znak, że skończyła, Severus szybkim krokiem podszedł do
wystawy znajdującego się niedaleko nich sklepu. Rzucił okiem na swoje odbicie i
mruknął pod nosem:
– Ujdzie. Do nosa nawet
mógłbym się przyzwyczaić.
Jednak, gdy zauważył lekkie rozbawienie na twarzy dziewczyny, dodał szybko:
– Przynajmniej oszczędziłaś mi
tego siana na głowie.
Hermiona parsknęła i wzniosła oczy ku niebu.
Wymamrotała sama do siebie coś, co podejrzanie zabrzmiało jak ,,Zawsze ten
sam". Postanowił puścić to mimo uszu. I tak już sporo namieszał. Ale niby skąd miał wiedzieć, że jakieś jego głupie zaklęcie tarczy może mieć takie znaczenie? Gdy
zobaczył lecące w jego stronę Obliviate, zadziałał instynktownie. W
końcu Potter i jego banda idiotów nie czekali, aż się odpowiednio przygotuje do
walki. Nie żałowali sobie ataków znienacka, z ukrycia. Musiał cały czas być
ostrożny.
Gdy rozpoznał zaklęcie, krew w nim
zawrzała. Wiele o nim słyszał i czytał w księgach ze szkolnej biblioteki.
Uważano je za niemoralne i stosowano jedynie w naprawdę ważnych sytuacjach.
Mimo to wiedział, że wielu jego znajomych ze Slytherinu by się tym nie
przejęło i rzucaliby je jak zwykłe, pierwsze-lepsze zaklęcie.
,,Gdyby w ogóle o nim
słyszeli" – parsknął w myślach. Niektórzy zagłębiali się tylko w informacje
o tych trzech najpopularniejszych z działu Czarnej Magii - Niewybaczalnych.
Wielokrotnie widział starszych Ślizgonów, ćwiczących gdzieś po kątach ruchy różdżek lub nawet przystępujących do prób na zwierzętach. Po nich już prędzej spodziewałby się Obliviate, niż po Hermionie. Przecież ta dziewczyna dopiero co mu pomogła, stała u jego boku w walce z Huncwotami! Uderzyło go uczucie zdrady wzmagane tym, że dopiero co Lily się od niego odwróciła. W liście, który przekazała mu wcześniej sowa, Hermiona podpisała się jako ,,przyjaciółka". Może to ostatecznie sprawiło, że postanowił stawić się na Wieży o podanej godzinie? Widocznie, po rozmowie z rudowłosą potrzebował z kimś pogadać, a że okazja szybko się nadarzyła... Wykorzystał ją.
Wielokrotnie widział starszych Ślizgonów, ćwiczących gdzieś po kątach ruchy różdżek lub nawet przystępujących do prób na zwierzętach. Po nich już prędzej spodziewałby się Obliviate, niż po Hermionie. Przecież ta dziewczyna dopiero co mu pomogła, stała u jego boku w walce z Huncwotami! Uderzyło go uczucie zdrady wzmagane tym, że dopiero co Lily się od niego odwróciła. W liście, który przekazała mu wcześniej sowa, Hermiona podpisała się jako ,,przyjaciółka". Może to ostatecznie sprawiło, że postanowił stawić się na Wieży o podanej godzinie? Widocznie, po rozmowie z rudowłosą potrzebował z kimś pogadać, a że okazja szybko się nadarzyła... Wykorzystał ją.
Teraz patrzył na Hermionę, która
właśnie grzebała w swojej zmniejszonej torebce. Po chwili, wyjęła z niej
mały, czarny notes i zaczęła przeglądać jego zawartość. Domyślił się, że to
wskazówki, dotyczące tej całej jej misji. Minuty mijały, a ona wciąż nie
podnosiła wzroku, jedynie od czasu do czasu przewracając strony i poprawiając
kosmyk włosów, którego zimny, wieczorny wiatr nie szczędził sobie atakować.
– Dowiem się, co właściwie mamy tu
robić? Czy masz zamiar nadal mnie ignorować?
Jakby nie patrzeć, stali na
środku ulicy i mimo, że jeszcze nikogo nie spotkali, nie wiedział, na co ma się
szykować.
Dziewczyna po chwili podniosła
głowę, wrzuciła pospiesznie zeszyt do torby i wyciągnęła do niego rękę.
– Musimy się aportować pod
sierociniec.
– Słucham?! Gdzie? – Czy ta
dziewczyna całkiem powariowała? Próbował odnaleźć na jej twarzy jakiekolwiek
oznaki, wskazujące na to, że sobie z niego żartuje, ale wydawała się być całkowicie poważna. Cóż, przynajmniej trochę ochłonęła z tej złości. – To po to upodobniłaś mnie do
siebie?
– Tak, uspokój się. Severusie, sam się na to
pisałeś, więc teraz nie próbuj utrudniać mi zadania. Miałam zdobyć tam pracę,
aby mieć lepszy dostęp do jednego z wychowanków. Mimo wszystko, wciąż muszę się tam dostać. Jedyne, co mi teraz przychodzi do głowy, to udawanie osieroconego rodzeństwa, żebyśmy mogli dostać się tam oboje – oznajmiła spokojnie, wzruszając
ramionami.
Jednak widząc grymas na jego twarzy, nie
wytrzymała, rzuciła szybko zaklęcie wyciszające i na powrót zdenerwowana, wybuchła:
– Och, przynajmniej się tak
ostentacyjnie nie krzyw! I tak zniszczyłeś mi już większość planów! Wszystko to... – wyjęła znowu notes i uniosła go, machając przed oczami chłopaka – Miało dotyczyć mnie! Mnie, rozumiesz?! Nie ma tu nic na temat dodatkowego pasażera! A
nie mogę cię przecież teraz zostawić, plączącego się samotnie po obcym mieście!
– Poradziłbym sobie – warknął pod
nosem Severus.
– Tak, pewnie. I sam byś sobie też
wrócił do przyszłości, nie? To proszę bardzo, DROGA WOLNA! Dla mnie to i
lepiej.
Przez chwilę mierzyli się wściekłymi spojrzeniami. W końcu Severus, zagryzając zęby, odwrócił wzrok. Hermiona dała sobie chwilę na
ochłonięcie, aż w końcu westchnęła i ponownie wyciągnęła do niego rękę.
– Idziesz?
Tym razem, chłopak bez sprzeciwu
ją chwycił.
Po chwili jednak zreflektował się
i wyrwał dłoń z uścisku, przypominając sobie, że nie może tak po prostu zaufać
praktycznie nieznajomej kobiecie. Pomijając fakt, że pomogła mu w starciu z
Huncwotami i tworzeniu zaklęcia, była – no właśnie, nieznajoma. I tak naprawdę, chociaż
w życiu by się do tego nie przyznał, cholernie bał się tego, co teraz będzie.
Hermiona zresztą nie wyglądała na dużo bardziej pewną siebie; co by nie mówić,
znaleźli się tuż przed rozpętaniem II Wojny Światowej. Pieprzonej, wielkiej II
Wojny Światowej, która wywarła wpływ także na świat czarodziejów. Severus w
końcu uważnie się rozejrzał. Wokół panował typowy, przerysowany wręcz klimat
chińskiej dzielnicy, jaką zawsze sobie wyobrażał. Wszechobecne neony, stoiska i
ogólna atmosfera typowa dla chorobliwie uprzejmych Azjatów - wszystko to
stłoczone w jednym miejscu sprawiło, że poczuł się bardzo nieswojo. Hermiona
natomiast, sprawiała wrażenie lekko zdezorientowanej i podenerwowanej, ale nie
faktem, że zjawili się na środku ulicy Chinatown i z pewnością wzbudzili czyjąś
uwagę. Gdyby nie duma, Severus przyznałby, że chciałby być tak swobodnie
nastawiony do zaistniałej sytuacji, na jej miejscu najpewniej by spanikował. W końcu to igranie z czasem.
Nagle, ku jego zaskoczeniu, Hermiona wyszczerzyła się w ironicznym uśmiechu.
– Jadłeś kiedyś chińszczyznę? – rzuciła.
Severus w pierwszym momencie nie
do końca zrozumiał, o co jej chodzi, więc nie odpowiedział. Był skonfundowany zmiennością jej nastrojów, ale podświadomie
wiedział, że żadne z nich nie jest teraz stabilne emocjonalnie i prawdopodobnie
będzie tak przez najbliższych kilka godzin. Jednak głos rozsądku – czy też może żołądku – podpowiadał mu, że zjedzenie czegoś jest akurat wyjątkowo dobrym pomysłem.
Wzruszył ramionami, próbując sprawiać wrażenie obojętnego, jednak w tym
momencie spokój mógłby świadczyć tylko o głębokiej rezygnacji lub chorobie, bo
sytuacja zdecydowanie nie dopuszczała opcji, że mógłby się nie emocjonować.
Dziewczyna z zadowoleniem złapała go za łokieć i pociągnęła za sobą, w stronę najbliższego
lokalu, wyglądającego na bar. Severus nie opierał się, chociaż nie do końca
widziało mu się wchodzenie do jakiegokolwiek dusznego pomieszczenia.
– Siadaj, ja coś zamówię. To jak, jadłeś
kiedyś chińszczyznę? – ponowiła pytanie dziewczyna.
Severus wzruszył ramionami, ale ku
zdziwieniu Hermiony, odparł krótko:
– Nie.
– Cóż, takim razie pozwól, że cię zaskoczę.
Podeszła do lady, gdzie zza kłębów pary
wynurzył się siwowłosy Azjata, o wąskich, przenikliwych oczach i urzekającym uśmiechem. Zamówiła dwie
porcje makaronu ryżowego z wołowina pięciu smaków. Uznała, że powinno mu smakować.
Severus zbywał parsknięciem
wszystkie jej próby zagajenia rozmowy. Bardziej ciekawił go świat w tym czasie, niż
przyjacielskie – swoją drogą, niby od kiedy
one były przyjacielskie? – pogawędki. W końcu doczekali się jedzenia, co
wydawało się jedynym sposobem, aby Hermiona była cicho.
– Czyżbyś o czymś zapomniała? – zapytał
z ironią w głosie, patrząc na dziewczynę, która sprawnie chwyciła pałeczki w swoje drobne dłonie i zaczęła jeść.
– Co? – szczerze zdumiona, podniosła na niego wzrok znad swojego jedzenia. – Nigdy nie widziałeś
pałeczek? Nie wszystkie kultury posługują się tradycyjnymi, w naszym pojęciu,
sztućcami. Są regiony, gdzie jada się bez użycia jakichkolwiek pomocy, po
prostu ręką – nieświadomie wygłosiła krótki wykład z Mugoloznawstwa. Widząc
jednak parę coraz bardziej zwężających się czarnych oczu, szybko dodała:
– Nie jestem w tym specjalnie
biegła, ale mogę ci pokazać, jak to się robi. To nawet zabawne. – Uśmiechnęła się lekko pod nosem.
Po dobrych kilku minutach, Severus
miał serdecznie dość nauki; sfrustrowany odrzucił w końcu od siebie pałeczki, natomiast Granger, ku jego rozpaczy, wydawała się
promienieć coraz bardziej. Któraś z kolei
próba, zaowocowała ubrudzeniem szaty i jego głośnym przekleństwem.
– Po pierwsze, mam dość. Po
drugie: genialny pomysł, Granger, paradować w szatach po mugolskiej dzielnicy –
syknął przez zęby, ściszając głos, kiedy doszedł do części o mugolach.
– Gdzie ten słynny, ślizgoński
spryt i zręczność? – wydusiła z siebie, tłumiąc salwę śmiechu. – Dobrze, już się nie złość.
Przecież możemy poprosić o normalny widelec.
Miejsce złości na twarzy Severusa
zastąpiła czysta furia.
– Słynny, ślizgoński spryt
podpowiada mi, że nie do końca zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji – mówił cicho, prawie szeptem, ale jego ton był tak
szyderczy, jak tylko mógł być. Jednocześnie emanował gniewem, co stanowiło
niebezpieczną mieszankę.
– Tak się składa, że świetnie
zdaję sobie sprawę z powagi sytuacji. Chciałam tylko nieco... khm... rozluźnić
atmosferę.
Twarz Snape'a pozostawała jednak
niewzruszona.
– Severusie, wiem, że sytuacja, w
jakiej się znaleźliśmy jest nieco... niekomfortowa. – Westchnęła ciężko. – Fakt jest jednak taki,
że przez najbliższe dni jesteśmy na siebie skazani i dla własnego
bezpieczeństwa powinniśmy grać w jednej drużynie. Ja... Ja po prostu
pomyślałam, że to wszystko nas nieco uspokoi i pozwoli działać bez negatywnych
emocji. Przepraszam, jeżeli przeze mnie poczułeś się źle…
Snape zacisnął usta, by po chwili
wykrzywić je w kwaśnym uśmiechu.
– Grać w jednej drużynie, mówisz?
Żeby potem mieć do siebie pretensje przy rozstaniu? – Sam nie wiedział, że może
mówić z taką goryczą i wściekłością, ale podobało mu się to. Podobał mu się
również fakt, że uśmiech Hermiony bladł coraz bardziej. – Nie sądzę, żeby nauka
jedzenia pałeczkami złagodziła wrażenie ciszy przed burzą, bo jeśli nadal się
nie zorientowałaś, na przestrzeni kilku lat, rozpocznie się wojna. Jeśli chodzi
o negatywne emocje, to można się przyzwyczaić. I... och, po prostu nie udawaj,
że ci zależy, aktorstwo nie jest twoją mocną stroną. Wróćmy do Hogwartu i po
prostu się odpieprz czy coś.
Ostatnie słowa przeszyły powietrze
z mocą klątwy, rzuconej przez co najmniej Grindenwalda, jak nie samego Merlina.
Hermiona zesztywniała. Wyraz jej twarzy jasno pokazywał, że coś się zmieniło.
Nawet nie chodziło o to, że była zła. Gorzej. Była rozczarowana. Mimo wszystko,
darzyła swojego profesora – bez względu na czas – szacunkiem i pewną dozą, cóż
, sympatii. Spodziewała się, że jego zgorzkniałość jest wynikiem ciężkich
przeżyć wojennych, ale oni przecież byli PRZED wojną.
– W porządku, jak sobie życzysz.
Odpieprzę się. A teraz idziemy, jak sam zauważyłeś, mam szaty do transmutacji – rzuciła sucho, wychodząc szybkim krokiem z restauracji.
Severus ruszył za nią i opanował
dziecinną chęć trzaśnięcia drzwiami. Szybko dogonił dziewczynę, która zmierzała
w jasno określonym kierunku. Szli w milczeniu, a chłopak przezwyciężył
ciekawość i nie zapytał nawet, dokąd idą, co było niemałym osiągnięciem. Po
kilku minutach szybkiego marszu, Hermiona skręciła w ślepą uliczkę i doszła do
jej końca, gdzie stanęła i spojrzała wyczekująco na Snape'a. Zrozumiał aluzję i
wyciągnął różdżkę, po czym sam transmutował swoje szaty. Przewrócił oczami,
łapiąc zaciekawione spojrzenie Hermiony.
– Jeśli nie chcesz rzucać się w oczy, musimy
się dopasować – mruknął ze zniecierpliwieniem. Dziewczyna otworzyła usta
zamierzając coś powiedzieć.
– I pamiętaj o rękawiczkach – dodał ze
złośliwym uśmiechem, zanim zdążyła się odezwać. Moda męska w latach
trzydziestych była zdecydowanie bardziej znośna niż damska, nie wspominając o
tym, że on przynajmniej wiedział, co wyczarować – Hermiona najwyraźniej miała z
tym problem.
– Mam ci pomóc? – zapytał poirytowany. Co prawda, wściekał się na krótko i złość już prawie mu przeszła, ale
nie był w stanie znieść zwyczajnego ociągania się i ryzykowania, że ktoś ich
zobaczy. Zresztą, najpewniej i tak byli już namierzani przez Ministerstwo; nie
był pewien, czy ciąży na nim Namiar, skoro praktycznie rzecz biorąc, jeszcze się
nie urodził, ale jeśli tak było, powinni załatwić wszystko i odejść jak
najszybciej.
Sama doskonale sobie poradzę – postanowiła w myślach Hermiona i zaczęła eksperymentować. Wysiliła swoją pamięć, bo po drodze na pewno widziała parę kobiet. Pierwsza suknia, którą wyczarowała, była zbyt ciężka, niewygodna i
zdecydowanie za elegancka. Jednak przy drugim podejściu, udało jej się stworzyć
to, czego potrzebowała. Strój był idealny.
Szara sukienka była zwiewna, lekka, bez
zbędnych ozdobników; lekko rozszerzana na dole. Do tego marynarka i trzewiki.
Ponieważ upał dawał się we znaki, potrzebowała też kapelusza. Postawiła na
słomkowy, z wplecionymi jakimiś kwiatkami. Wyczarowała to wszystko z kilku mniej-potrzebnych przedmiotów ze swojej torebki, którą z kolei bez problemu przekształciła na ówczesny, londyński model. Stwierdziła, że normalne ubrania
powinna zostawić, gdyż nie zabawi w
tym Londynie zbyt długo i po powrocie do
normalniejszych czasów będą jej potrzebne.
Snape uniósł brew, mierząc ją pobieżnym, znudzonym wzrokiem i wzruszył
ramionami, co w oczach Hermiony oznaczało, że najwyraźniej musi nie mieć zastrzeżeń.
Jednak zaraz usłyszała jego głos.
Jednak zaraz usłyszała jego głos.
– Czemu nie transmutowałaś ubrań?
Byłoby wygodniej, biorąc pod uwagę to, że teraz musisz się przebrać.
– Miałam swoje powody – odrzekła
sucho. – A teraz stój tu i pilnuj, żeby nikt nie wszedł, gdy się będę
przebierać!
Mówiąc to, zeszła po niewielkich
schodach, prowadzących do opuszczonej sutereny, którą wcześniej kątem oka zauważyła. Drzwi co prawda były zabite
deskami, ale niewielka nisza utworzona przez zejście, dawała jako-takie
schronienie.
Chwilę później, dziewczyna w pospiechu wciągnęła przez nogi przetransportowaną sukienkę i przykucnęła, żeby ukryć górną część ciała przed widokiem z ulicy. Szybko zdjęła bluzkę, wciągając jednocześnie górę sukienki. Wykręciła ręce do tyłu, żeby podciągnąć zamek na plecach i już byłaby prawie gotowa, gdyby nie to, że suwak nie chciał ruszyć wyżej, niż jej łopatki. Od góry nie mogła go dosięgnąć, a on dołu nie miała możliwości pchnąć go dalej.
,,O losie, może jednak trzeba było transmutować szaty" – pomyślała sfrustrowana.
Chwilę później, dziewczyna w pospiechu wciągnęła przez nogi przetransportowaną sukienkę i przykucnęła, żeby ukryć górną część ciała przed widokiem z ulicy. Szybko zdjęła bluzkę, wciągając jednocześnie górę sukienki. Wykręciła ręce do tyłu, żeby podciągnąć zamek na plecach i już byłaby prawie gotowa, gdyby nie to, że suwak nie chciał ruszyć wyżej, niż jej łopatki. Od góry nie mogła go dosięgnąć, a on dołu nie miała możliwości pchnąć go dalej.
,,O losie, może jednak trzeba było transmutować szaty" – pomyślała sfrustrowana.
– Snape, pomóż mi – warknęła ostatecznie w kierunku, z którego przyszła.
Chłopak z niechęcią odwrócił się w jej kierunku. Nie dość, że wpakowała ich w to wszystko, to jeszcze musi ją niańczyć, jak jakąś kalekę. Zbliżył się do jej pleców i niechętnie chwycił zacięty suwak. Ten jednak jak na złość pozostawał uparty i nie chciał ruszyć ani w dół, ani w górę. Szarpał się przez chwilę z zaciętym przedmiotem, starając się skrócić krępującą chwilę do minimum, aż suwak puścił odsłaniając kawałek pleców Hermiony. Nastolatek nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Patrzył na jej łopatki z głupim wyrazem twarzy.
Chłopak z niechęcią odwrócił się w jej kierunku. Nie dość, że wpakowała ich w to wszystko, to jeszcze musi ją niańczyć, jak jakąś kalekę. Zbliżył się do jej pleców i niechętnie chwycił zacięty suwak. Ten jednak jak na złość pozostawał uparty i nie chciał ruszyć ani w dół, ani w górę. Szarpał się przez chwilę z zaciętym przedmiotem, starając się skrócić krępującą chwilę do minimum, aż suwak puścił odsłaniając kawałek pleców Hermiony. Nastolatek nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Patrzył na jej łopatki z głupim wyrazem twarzy.
Skóra miała jasny, brzoskwiniowy
odcień, bez dotykania mógł domyślić się, że była gładka i delikatna. Linie łopatek
delikatnie rysowały się na jasnej płaszczyźnie żeber, niemalże zachęcały, do
przesunięcia palcem po linii wyznaczonej przez poszczególne kręgi od samego
karku w dół...
– Kurwa – zaklął pod nosem, wściekły na siebie
za tą chwilę... Właściwie czego? Słabości?
– Nie chce puścić? – spytała
nieświadoma niczego Hermiona.
– Już dobrze – rzucił szybko,
zapinając nieszczęsną kieckę.
Głupiec. Dobrze, że to wszystko
rozegrało się jedynie w jego głowie. Przecież nigdy wcześniej nie miewał takich odczuć,
nawet w stosunku do Lily.
– Idziemy? – zapytała po chwili
dziewczyna, kiedy spakowała ubrania do torebki. Severus wzruszył ramionami i poszedł
za nią; nadal nie wiedział, gdzie dokładnie idą i nieco go to irytowało, ale o nic nie pytał. Po pewnym czasie, doszli do wysokiego, obskurnego budynku w
mugolskiej części miasta.
Ciemna cegła potęgowała wrażenie
mroku, jakim otoczony był gmach. Promienie słońca wydawały się być pochłaniane
przez te zimne ściany, a stalowe ogrodzenie strzelało w niebo ostrymi
zakończeniami prętów, tworzących płot. Severus wstrzymał oddech.
– Co to jest? – wydusił z siebie
ledwo słyszalnym szeptem. Wewnętrznie czuł, że coś z tym budynkiem jest nie
tak, że nie jest to jedno z tych zwyczajnych miejsc. Spojrzał pytająco na
milczącą do tej pory Hermionę. Patrzyła w stronę okien czarnego gmachu.
Oddychając płytko, odrzekła:
– Sierociniec Toma Riddle'a.