Dla czternastoletniego Severusa to miał być nudny, wiosenny dzień, spędzony z Lily na Błoniach. Co sprawiło, że wylądował w sierocińcu? [Ewentualny chaos fabularny i nieregularność zwalamy na pisanie w plus-minus 5 autorek]

[006.] - Przeszłość bez przyszłości [rozdział bonusowy]

OdaŁtorsko: Aga
Cześć! Mam zaszczyt zaprosić Was na nasz bonusowy rozdział, stworzony w ramach rekompensaty za poprzednie, okropne zastoje w pisaniu. Jest taki trochę z innej beczki, ale o tym przekonacie się już podczas czytania. Pokłony za niego bijcie głównie głównie Magdzie i betującej Julci.
A zatem voilà! Oto on! ;)


***
   Harry i Ron znajdowali się właśnie na Grimmaud Place 12, w budynku, który po wojnie ponownie stał się siedzibą główną Zakonu Feniksa. Wszystko za sprawą Severusa Snape'a. Wyciągając wnioski z wydarzeń w Hogwarcie, zapobiegawczo nałożył ze swojej strony nowe zaklęcia na dom Blacków, w tym Zaklęcie Fideliusa, natomiast Strażnikiem Tajemnicy nominowano Chłopca-Który-Przeżył-I-To-Podwójnie. Jak to się stało, że Mistrz Eliksirów przeżył ukąszenie Nagini? Otóż okazało się, że od lat potajemnie, mimo nawału pracy, którą wykonywał dla obu stron, jakimś cudem znajdował jeszcze czas na eksperymenty, mające na celu stworzenie odtrutki na jej jad. W końcu nie był to byle jaki wąż, a jej ofiarą mógł paść każdy. Niekoniecznie przecież właśnie on. Jak widać – badania w końcu przyniosły pożądany efekt. Choć niestety, niezbyt estetyczne blizny po ataku węża pozostały. Jednak tym, już nikt się nie przejął.

   Obecnie w tym domu przebywała większość członków stowarzyszenia, gdyż mimo dopiero co wygranej wojny, stosunkowo szybko okazało się, że nadal jest niebezpiecznie. Chłopcy grali w czarodziejskie szachy w salonie, gdy ktoś zafiukał do kominka. Po chwili, do salonu wpadł poważnie zaniepokojony Kingsley Shackelbot. Przerwał fascynująca potyczkę, a niezadowolone figury zaczęły przytupywać w miejscu i ostrzyć języki.
      – Zbierzcie się wszyscy w jadalni – oznajmił wprost, głosem, nieznającym sprzeciwu; po czym wybiegł z pokoju.
      – O co może chodzić? – Zastanowił się głośno Ron, wymieniając ponure spojrzenie z przyjacielem, przy odgłosie ciężko odsuwanych krzeseł, w celu niezwłocznego wykonania polecenia starszego mężczyzny.

   Jadalnia była olbrzymim pokojem, utrzymanym w gotyckim stylu, ze strzelistymi magicznymi oknami, o obramowaniu w kolorze ciemnej czerwieni. Przy ścianach, gęsto pokrytych skomplikowanymi wzorami, znajdowała się ogromna ilość rzeźb, zarówno miniaturowych, jak i monumentalnych. Większość z nich przedstawiała bliżej niezidentyfikowane, ważne osobowości magicznego świata, żyjące pewnie dobre dziesięć pokoleń wstecz. W pomieszczeniu, ze względów bezpieczeństwa, nie było żadnego obrazu. Za bardzo obawiano się podsłuchów. W rogu stał ogromny kominek z ciemnoszarego kamienia, który, wbrew pozorom, nie służył do przemieszczania się. Pełnił wyłącznie funkcję dekoracyjną. Podłogę najprawdopodobniej wykonano z dębu, a sporą jej część zakryto czarno-brązowym, niezbyt grubym dywanem. Przy jednym z okien, tym, bliżej wejścia, znajdowały się trzy wysokie doniczki na kształt walca, z pięknymi roślinami, których, jak szybko przekonali się lokatorzy, nie trzeba było podlewać, gdyż wtedy wylewały na danego osobnika hektolitry wody. W centralnej części owej jadalni stał potężny stół, którego wielkość wprowadzała każdego w ponury nastrój, gdyż przypominała o utraconych w czasie wojny członkach Zakonu. Z sufitu zwisał olbrzymi kryształowy żyrandol, który wprawiał w osłupienie i zapierał dech w piersiach niemal każdemu – no, może naturalnie poza Severusem Snape'em.

   Chłopcy weszli i po cichu zajęli miejsca po obu stronach Hermiony. Wymienili się z nią pytającymi spojrzeniami, ale dziewczyna tylko wzruszyła ramionami, tym samym dając im do zrozumienia, że również nie ma pojęcia, o co może chodzić. Wiadomo było jedynie tyle, że niestety nie będzie to dobra wiadomość.
      – Jak już dobrze wiecie, w ostatnim czasie zdarzało się coraz więcej zniknięć i porwań z Ministerstwa – zaczął Kingsley, gdy dostrzegł, że są już wszyscy. – Porwano kolejną osobę. Przed kilkudziesięcioma minutami zauważono zniknięcie Artura Weasleya – zrobił przerwę i przygaszony, rozejrzał się po twarzach zgromadzonych osób.

   W pomieszczeniu na moment zapadła przewlekła cisza, którą po chwili przełamał rzewny płacz pani Weasley. Podbródek Ginny trząsł się niebezpiecznie, a źrenice miała nienaturalnie powiększone. Ron stał się tak blady, że z powodzeniem można było policzyć wszystkie jego piegi. George... George, odwracając wzrok od załamanej matki, zaczął rozglądać się w poszukiwaniu swojego bliźniaka, zapominając, że tego nie ma już wśród nich. Charlie z pewnością rozmyślał właśnie o tym, kto powiadomi o zaistniałej sytuacji Billa, przebywającego w tej chwili w Egipcie, który rzucił się w wir pracy, by pogodzić się ze stratą świeżo-upieczonej małżonki. Hermiona, w geście wsparcia, położyła dłoń na ramieniu Rona. Harry Potter zgarbił się na krześle, a z jego postawy uleciała cała pozorna lekkość oraz wyluzowanie. Kadra nauczycielska wymownie milczała, w tym Severus Snape, który ze znużeniem stukał palcami o stół, a miny reszty członków Zakonu Feniksa łączył wyraz smutku.
      – Nie wiemy jeszcze, w jaki sposób do tego doszło – kontynuował Shackelbot. – Najprawdopodobniej, ktoś podszył się pod jednego z jego współpracowników dzięki Eliksirowi Wielosokowemu.
   Hermiona wstała i zaczęła przemawiać:
      – Przecież wojna się skończyła. Ponieśliśmy olbrzymie straty. Nie żyją Tonks, Remus, Fred, Fleur, profesor Flitwick i wielu innych członków Zakonu, a część z tych, którzy przeżyli, po dziś dzień leży w Świętym Mungu, nie mając kontaktu z rzeczywistością. Miało już nie być więcej ofiar, a tu co? Proszę o pozwolenie na przeniesienie się w przeszłość, by zrobić coś, by wojna okazała się mniej dotkliwa.
   Severus zmierzył Gryfonkę zaintrygowanym spojrzeniem. 
     – Może w rzeczy samej nie jest taka głupia... – Pogrążył się w myślach. – Zwłaszcza w porównaniu do tej bandy głąbów. Jedynie bliźniaków względnie tolerował, ale po śmierci jednego z nich, drugi stracił cały wigor i dobre pomysły. Ta tu przynajmniej czasami potrafi wysłuchać pomysłów innych i samodzielnie wysnuć nierzadko, co musiał nawet wbrew sobie przyznać, dość trafne wnioski.
   Kingsley westchnął, nie mając siły na kłótnię.
      – Zarządzam głosowanie. Kto jest za niech podniesie rękę.
      – O nie nie nie, nie możemy stracić również ciebie, Hermiono. Nie pozwolę na to! – krzyknęła pani Weasley. Mordowała wzrokiem każdego, kto chociaż pomyślał, by podnieść rękę, w efekcie czego mało kto się zgłosił, a propozycję dziewczyny ostatecznie zignorowano.

W trakcie spotkania, omówiono jeszcze kilka innych spraw, po czym wszyscy, z przygnębionymi minami po świeżo usłyszanym fakcie, rozeszli się po budynku.

***
   Minerwa McGonagall złapała Severusa Snape'a, gdy ten kierował się do biblioteki. 
      – Severusie. Severusie, zaczekaj! – zawołała kobieta.
   Była jego pracodawcą, więc chcąc nie chcąc, musiał się zatrzymać.
      – Słucham – odparł sucho, po obróceniu się w jej kierunku.
      – Widziałeś minę panny Granger po odrzuceniu jej pomysłu, prawda...? Wiem, że tak. – Odpowiedziała samej sobie, nie czując potrzeby marnowania czasu na zbędne potyczki słowne.  Widzisz... Żadne z nas nie może zaprzeczyć, że przez te kilka lat nauki, udało nam się całkiem nieźle poznać ją, pana Weasleya oraz pana Pottera. Przyznaj, nie zdziwiłbyś się, gdyby po rozmowie z przyjaciółmi zrobiła to, co chciała zrobić, czyż nie? Severusie, koniecznie trzeba temu zapobiec. Szanowałam i wciąż szanuję Albusa, ale jego pomysł z manipulacją czasem był po prostu zły.
      – Do rzeczy, Minerwo.
      – Otóż wpadłam na taki pomysł... Chciałabym, abyś pozwolił pannie Granger warzyć eliksiry pod swoim okiem.
      – Praktyki? – wypalił, nie kryjąc zaskoczenia. Jego spojrzenie stało się bardziej czujne niż zwykle. – Żartujesz sobie ze mnie?
      – Nie, skądże. Zanim mi to wyrzucisz...  zaczęła pospiesznie, widząc, że mężczyzna już szykuje się do ataku. – Jestem świadoma, że Hermiona mimo całego swojego niebywałego wręcz, wszechstronnego utalentowania, nie posiada tego wrodzonego, intuicyjnego zrozumienia Eliksirów. Wielokrotnie to powtarzałeś. Chodzi mi o zwykle warzenie. Jestem pewna, iż znajdziesz jej coś do roboty, by się nie nudziła i nie miała czasu na spełnianie naiwnych pomysłów Albusa.
   Mężczyzna westchnął ciężko.
      – Zrobię co mogę, by się nie nudziła – rzekł zwięźle, z kwitnącym, wrednym uśmieszkiem na ustach.
      – No, to załatwione! – Uśmiechnęła się dyrektorka, udając, że nie zauważyła poprzedniej miny Mistrza Eliksirów.

   Całej rozmowie, zza uchylonych drzwi, przypadkowo przysłuchiwał się Ron. W pierwszym odruchu, chciał natychmiast powiadomić o całym zajściu Hermionę, ale przypomniało mu się, że po zerwaniu, ich relacje wciąż nie były w zbyt dobrym stanie. Wątpił, żeby kiedykolwiek zapomniał jej wściekłego oblicza, które mu się ukazało, gdy znalazła listy, w których flirtował z Lavender. Okropnie nawrzeszczała mu wtedy w twarz, że jest... Jak to było? Wstrętnym, antypatycznym, żałosnym, prostackim, zadufanym w sobie, pyszałkowatym, szowinistycznym, egoistycznym, nikczemnym, tępym, zarozumiałym idiotą. Oczywiście wymieniła o wiele więcej określeń, ale były zbyt skomplikowane, by przywiązywać do nich szczególną uwagę. Z drugiej strony, czemu miałby nie podziwiać kształtów Lavender, podczas gdy jego oziębła dziewczyna przeżywała niezdrową fascynację intelektem takiego Snape'a...? Ileż można słuchać tych tyrad. Ech.

   Postanowił powiedzieć o wydarzeniu, którego był świadkiem Harry'emu, lecz gdy zamykał drzwi, usłyszał stanowcze:
      – Panie Weasley, proszę na słówko do mnie. – O wilku mowa, a wilk tu.
      – Tak, profesorze Snape?
      – Nie wspomni pan o sytuacji, której był świadkiem absolutnie nikomu. Zrozumiano? – wysyczał groźnie, stojący przed nastolatkiem mężczyzna. – W przeciwnym razie... Postaram się, aby pana matka dowiedziała się o konflikcie z panną Granger, a chyba nikt nie chciałby jej teraz dokładać więcej zmartwień, nieprawdaż?
      – Tak, panie profesorze.
      – Cieszę się, że się zrozumieliśmy. A teraz żegnam – Snape odwrócił się i odszedł w stronę biblioteki.
      – Szag by to, cholerny nietoperz – cicho warknął Ron do swoich butów, po czym, powłócząc nogami, wrócił do swojego pokoju na piętrze.


***
   Kilka dni później, podczas gdy Harry czytał jedną z książek o aurorach, otrzymaną na urodziny, siedząc w fotelu przy oknie na drugim piętrze; przebiegła do niego, niekryjąca rozentuzjazmowania, Hermiona.
      – Harry! – Usiadła na fotelu naprzeciwko niego. – Harry, będę warzyć eliksiry pod okiem profesora Snape'a! Co prawda... Domyślam się, że pewnie zaproponował to, aby odciągnąć mnie od pomysłu podróży w czasie, ale tak czy inaczej, jestem naprawdę bardzo szczęśliwa! – Gryfonka uśmiechała się od ucha do ucha.
      – Nie zdziwiłbym się, gdyby w rzeczywistości kazał ci czyścić kociołki. Do tego, będzie rzucał sarkastyczne komentarze. Ale ty się mimo wszystko z tego cieszysz – zauważył.  Naprawdę cię podziwiam.
      – Przesadzasz. Lekko na pewno nie będzie, w końcu to profesor Snape, ale nie jesteśmy już uczniami, Harry, a on nie jest już podwójnym szpiegiem. W szkole musiał się tak wobec nas zachowywać, by nie wzbudzić podejrzeń.
      – Tak tak, niech ci będzie, nie mam szans cię przekonać. Pozostaje mi tylko życzyć powodzenia.
      – Będzie dobrze, dam radę. Muszę przejrzeć jeszcze moje książki o eliksirach i przypomnieć sobie kilka rzeczy. Na razie, Harry – uśmiechnęła się raz jeszcze, po czym zbiegła po schodach.

***
   Ginny dopiero się budziła, gdy Hermiona się szykowała. 
      – Miona? Gdzie idziesz? – zapytała, ziewając.
      – Za godzinę jestem umówiona u profesora Snape'a na warzenie eliksirów. – Dziewczyna mimowolnie uśmiechnęła się, od samego rana pełna zapału do pracy.
      – Ach tak, zapomniałabym... Musisz być bardzo uważna, przeżywasz naprawdę niezdrową fascynację, która nie obejmuje tylko umysłu, sama o tym wiesz – powiedziała najmłodsza latorośl  Weasleyów, podnosząc się do pozycji siedzącej.
      – Oj wiem, ale też nie przesadzaj. Wcale nie aż taką niezdrową. To tylko podziw. Tylko podziw – powtórzyła z naciskiem, patrząc prosto w oczy rudowłosej dziewczyny.
      – Mhm, niech ci będzie. Tylko nie zwracaj uwagi na jego sarkastyczne komentarze, on po prostu taki jest.
 
      – Ginny, przecież wiem! – fuknęła.
      – Tak tylko mówię... – westchnęła Ginny, po czym z powrotem ułożyła się twarzą do ściany.
***
   Wieczorem, gdy Hermiona wróciła kominkiem na Grimmaud Place, najmłodsza Weasleyówna wylegiwała się na kanapie w salonie. Po zobaczeniu zrezygnowanej miny przyjaciółki, gdy ta otrzepywała się z sadzy, wiedziała, że lepiej, by Harry, grający nieopodal z Ronem w szachy, nie słyszał tych narzekań, więc od razu zaciągnęła ją do ich pokoju. Od jakiegoś czasu mieszkały tu na stałe, tak samo jak reszta rodziny Weasleyów, ponieważ rodzice Hermiony mieszkali w Australii, a jej poprzedni dom spalono, tak samo jak Norę.

      – I jak? – spytała zaciekawiona, zapominając o drobnej, porannej sprzeczce.
      – Myślałam, że... Że skoro skończyliśmy szkołę, Voldemort zginął, a on nie jest już podwójnym agentem, to przestanie być aż tak wredny! – Hermiona wyrzuciła z siebie wściekle, agresywnie uwalniając burzę loków z kucyka na czubku głowy. – Ale nie, bo po co? Znowu traktował mnie jak nastoletnią uczennicę, a nie dorosłą osobę, która już nie uczy się w szkole! Nie wiem, co ja sobie myślałam – w pewnym momencie przeszła w krzyk, więc Ginny czym prędzej rzuciła Zaklęcie Wyciszające.
   Hermiona od od dłuższego czasu zastanawiała się, czy nie wrócić do szkoły na ostatni rok, ale w świetle ostatnich zdarzeń, okazało się to bezcelowe, skoro Owutemy i tak zdała tuż po Bitwie.
      – Mówiłam ci. Co takiego zrobił?
      – Wredota wrodzona i komentarze na temat mojego stanu umysłowego. Klasyk.
      – Dasz radę, jesteś twarda. Przyzwyczaisz się.
      – Tylko zastanawia mnie, dlaczego on to robi? Przecież nie ma w tym żadnego sensu... A jeśli on źle zinterpretował moje zachowanie? Jeśli pomyślał, że jestem w nim zakochana?
      – ... A nie jesteś?
      – Co? Nie! Daj spokój; co prawda, fascynuje mnie jego umysł, podoba mi się głos oraz dłonie, ale bynajmniej nie jestem w nim zadurzona. Nie bądź głupia. Zresztą nie o tym mówimy.
      – Jasne. Po prostu pilnuj się, żeby to, co do niego czujesz, nie przerodziło w coś więcej. Poza tym, on po prostu chyba taki jest. Idziesz coś zjeść?
      – Tak, umieram z głodu. Widziałaś Krzywołapa?
      – Ostatnio był w ogrodzie. Poszukamy go po posiłku.


   Wyszły z pokoju, kierując się do kuchni.

***
   Ron, po rozstaniu z Hermioną, źle znosił widok całujących się Harry'ego i Ginny, więc para wolała w spokoju chować się w jakiś zaułkach, których to na Grimmaud Place było naprawdę od groma.

   Około trzech tygodni po pierwszej wizycie Hermiony w Pracowni Eliksirów, byli właśnie w jednej ze swoich kryjówek, gdy stali się świadkami przyciszonej rozmowy dziewczyny z profesorem Snape'em, którzy najwidoczniej wybrali to samo miejsce.
      – ... Czy pan coś sugeruje, mówiąc, że wszystko powinno biec inaczej?
      – Po prostu, moim skromnym zdaniem, lepiej byłoby, gdyby zmieniła pani strefę czasową. Tak o sześćdziesiąt parę lat.  Mimo przyciszonego głosu, ton mężczyzny bynajmniej nie stracił na swej chłodnej elegancji.
      – Sześćdziesiąt parę lat... – wymamrotała zaniepokojona, ale i zaintrygowana, równocześnie odmierzając w myślach odpowiednią ilość lat, by przewertować dziejące się wówczas wydarzenia. – Dlaczego akurat wtedy, proszę pana? Co ma pan na myśli?
      – Tom Riddle przebywał wtedy w pewnym sierocińcu w Londynie. Można by wykorzystać tę wiedzę i spróbować zmienić jego rozumowanie. Ale ostrzegam. Zawsze był silny i kiełkował w nim twardy charakter. Sądzę, że to samo działo się, gdy był dzieckiem. Mimo wszystko, śmiem twierdzić, że ryzyko jest warte zachodu. Gdybym mógł, sam bym się za to zabrał – przyznał, zachowując odległy, bezbarwny ton głosu, decydując się tym razem bardziej otwarcie do niej przemówić, chociaż już od dobrych tygodni dawał jej drobne ślady, niczym pozostawiane w lesie okruszki chleba, mające ją niewinnie naprowadzić na ten tok myślenia.
      – Och, więc jednak popiera pan pomysł mojej podróży w czasie! – Pisnęła nieco głośniej zaskoczona dziewczyna. Niewiarygodne!  Profesor Dumbledore nigdy nie wyjaśnił mi, dlaczego nikt inny nie może tego zrobić... Od razu, bez dyskusji zaczął mnie przygotowywać, a wtedy jeszcze nawet nie byłam w Zakonie, aby móc dowiedzieć się więcej.
   Mężczyzna z poważnym wyrazem twarzy, uniósł brew, tym samym informując ją, że to małe zwierzenie go nie interesuje.
      – Obiło mi się o uszy, że stosowała pani Zmieniacz Czasu. – Dziewczyna, nie wiedzieć czemu, zarumieniła się na te słowa. – Nie można się nim przenieść na duże odległości czasowe, gdyż powoduje to anomalie, ale w tej sytuacji jest to niewątpliwe uproszczenie. Jak powstają Zmieniacze?  zapytał po chwili, nauczycielskim tonem.
      – Są mieszanką silnych eliksirów i zaklęć, połączonych w całość z metalem za pomocą transformacji. Nieznane jest ich dokładne pochodzenie. Istnieje ograniczona ilość, większość w posiadaniu Ministerstwa Magii. Na przestrzeni lat, prowadzone na nich badania odbywały się w Departamencie Tajemnic.
      – Większość, to prawda, ale tak naprawdę, to Władcy Czasu tworzyli Zmieniacze. W całej historii oraz tej przeklętej książce było ich raptem dwóch. Wygląda na to, że jest pani trzecim. Do tego trzeba mieć wrodzony dar, tak samo jak do Eliksirów czy Zaklęć. Dlatego tylko pani może to zrobić.
      – Mam dar? – wymamrotała bez tchu.
      – Owszem. Władca Czasu nie przenosi się w nim. On przenosi całą rzeczywistość wokół niego, w ułamku sekundy, jaki trwa ten rodzaj aportacji. – Podał jej czarny notes, książkę oraz specyficzny stary przedmiot. – To powinno okazać się przydatne. Urządzenie zwiększy twoją moc, ze względu na użycie go przez panią po raz pierwszy, na dodatek na długi dystans.
      – ... Dziękuję, profesorze. Za wszystko.
      – Wypocznij, uspokój nerwy, wyrusz za kilka dni. Nikogo nie informuj. Poza tym, czuj się oficjalnie i definitywnie zwolniona z naszego wspólnego warzenia eliksirów. Myślę, iż wystarczy już tej farsy. Żegnam, panno Granger.

   Severus Snape wyszedł ze schowka, a dziewczyna kilkanaście sekund po nim. Harry i Ginny, mimo mroku, skrzyżowali spojrzenia.


***
   Trzy dni później, Harry i Ron byli na kursie aurorskim, gdy wyjątkowo nie w humorze George oraz przerażona nauczycielka transmutacji, wybiegli z kominka nawet nie otrzepując się z sadzy.
      – Co się stało? – spytała jako pierwsza Ginny, wstając z kanapy, na której podziwiała pierścionek zaręczynowy od Harry'ego.
      – Doszło do pierwszego zabójstwa – wyszeptała zdruzgotana McGonagall.
      – Zawołaj wszystkich obecnych do jadalni – bezprecedensowo rozkazał George.
   Ginny pędem wybiegła wykonać zadanie.
   Gdy już wszyscy się zgromadzili, dyrektorka Hogwartu wstała i zaczęła przemawiać;
      – Dziś przed południem, w Hogsmeage, doszło do pierwszego zabójstwa. Sądząc po częstotliwości zaklęć i poniesionych obrażeniach, musiało być co najmniej trzech, dobrze wykwalifikowanych i doświadczonych napastników. Jeden związał ofiarę, w tym samym czasie drugi czasie zabrał mu różdżkę, a trzeci rzucił Zaklęcie Wyciszające. Potem Śmierciożercze zaklęcia, aby ofiara cierpiała, na koniec Avada. Nie żyje Severus Snape.
   Podczas, gdy miny praktycznie wszystkich wykazały tylko i wyłącznie szok, Hermiona wybiegła z pomieszczenia.
   Gdy zamykała się w łazience, przypominała sobie wszystkie instrukcje Dumbledore'a oraz Snape'a, co do podróży w czasie, chwyciła otrzymany przedmiot, po czym mocno rozemocjonowana, zniknęła.

[005.] - Panna Wiem-To-Wszystko nie wie, co robić

OdaŁtorsko: Magda
Na wstępie na pewno muszę Was serdecznie przeprosić w imieniu moim oraz reszty autorek... Naprawdę, nie mam pojęcia, jak to się stało, że nic nie opublikowałyśmy. Zapewniam, że ten rozdział i bonusik, który pewnie niektóre z Was zauważyły są swego rodzaju przełomem. Wiele się zmieni, w tym częstotliwość publikowania postów, bo to aż wstyd... Dobra, ja już się lepiej zamknę, ponieważ na pewno chcecie czytać.
Enjoy!
EDIT: Komentujcie, nawet z Anonimka, prosimy!

Znowu betowała Julcia, która jest niesamowita, niezastąpiona i mam nadzieję, iż zostanie z nami do końca.



***
      – Ale to, byśmy jak najszybciej zrobili to, co mamy zrobić, jest też w twoim interesie. Musimy opracować jakiś plan, w taki sposób nic nie zdziałamy. Teraz muszę zająć się organizacją kolacji, żeby nie podpaść pani Cole, ale postaram spotkać się z tobą w nocy. Na pewno będę pod kameleonem, więc nie krzycz, gdy ktoś zacznie cię budzić, dobrze?
      – Ta – skrzywił się.
      – Czemu czuję, że to się źle skończy... – mruknęła pod nosem.

   Gdy na korytarzach ostatnie drzwi sypialni chłopców zamykane przez opiekunkę zatrzasnęły się z trzaskiem, Hermiona cichutko wyszła z pokoju. Stąpała bardzo ostrożnie, ponieważ stara podłoga z desek niemiłosiernie skrzypiała. Po omacku szła przed siebie, a jedyne światło dawał jasny blask księżyca w pełni, nieśmiało zerkającego zza okna.

   Minęła ostatni zakręt, rzuciła na drzwi zaklęcie wyciszające, po czym otworzyła je. Łóżko Snape'a stało na samym końcu, a on czytał.
      – Wreszcie jesteś – szepnął zza otwartej strony.
      – Chodź ze mną – rozkazała cicho, ignorując jego pretensjonalny ton. W międzyczasie szybko machnęła na niego różdżką sprawiając, że stał się niewidzialny. – Niedaleko odkryłam nieużywany, całkowicie pusty schowek. Najbezpieczniej będzie, jeśli właśnie tam porozmawiamy.

   Wyszli z pokoju i wkrótce bezproblemowo dotarli do owej skrytki. Proste Alohomora załatwiło sprawę zamkniętych drzwi. Gdy weszli do środka, dziewczyna zdjęła zaklęcie, po czym zapaliła znalezioną na półce świecę, a różdżkę schowała do kieszeni. Następnie spojrzała na chłopaka wyczekująco.

    – No podobno to ty masz plan, nie ja - warknął Snape, nie chcąc marnować czasu.
    – Tak... Niby tak, ale pomyślałam, że może masz jakieś propozycje...  odpowiedziała i ponownie zamilkła.

   Severus patrzył na nią przez chwilę, ale w końcu widząc, że nie doczeka się sensowniejszej odpowiedzi, parsknął lekceważąco. Dziewczyna zachowywała się najpierw jak pięciolatka, potem jak jego matka, a do jej nieustannej zmienności humorów dochodził fakt, że wydawała się być tak samo zagubiona jak on, przy czym z pewnych powodów – nieznanych Snape'owi  starała się go chronić.

   Parę razy przyszło mu na myśl, czy nie mógłby spróbować na niej Legilimencji, ale pojawiały się wtedy dwie przeszkody. Po pierwsze – nie wiedział, czy dziewczyna nie jest Oklumentką. Wątpił w to, ale nie mógł być pewny. W końcu była starsza i miała więcej czasu na ewentualną naukę, więc jeśli miała jakiekolwiek bariery, to naturalnie od razu wyczułaby jego inwazję. Z drugiej strony nie był przekonany, czy jego umiejętności w tej dziedzinie są wystarczające. Miał prawie pewność, że nie umiałby jeszcze zaatakować nawet osoby bez jakiejkolwiek wiedzy o Legilimencji i Oklumencji, co automatycznie wykluczało używanie jej na osobie potencjalnie chroniącej swoje wspomnienia.

   Kilka sekund kontaktu wzrokowego sprawiło, że atmosfera w pomieszczeniu zagęściła się. Hermiona w rzeczywistości nie miała bladego pojęcia co robić, a Severus coraz bardziej się niecierpliwił  nie tylko teraz, a na jego zdenerwowanie wpływała cała sytuacja, czemu Hermiona wcale się nie dziwiła. Bez wątpienia ona też nie chciałaby nagle pojawić się w przedwojennym Londynie i to z osobą, którą ledwo znała kilka dni. Tu wyłaniała się kolejna trudność, tym razem taka, którą Granger musiała rozwikłać sama  fascynacja Snape'a Czarną Magią. Chociaż korzystając z nadzwyczajnej okazji, starała się wpłynąć też na to, nie umiała mu wyperswadować próbowania nowych zaklęć. Podświadomie cieszyła się – jakkolwiek źle to nie brzmiało  że przynajmniej przez kilka dni mogła mieć kontrolę nad tym, czy nie wyrządza nikomu krzywdy. Musiała mu przyznać, że na razie jeszcze w miarę się ograniczał, pomijając incydent z Huncwotami, ale była pewna, że w którymś momencie zacznie poważnie eksperymentować na ludziach. Najbardziej nękały ją wątpliwości, czy pierwszym testerem czarno-magicznych klątw nie będzie on sam.

   – Nie przyszło ci do głowy, że jeśli masz zamiar milczeć, to równie dobrze możesz nie wyciągać mnie z łóżka?  warknął w końcu poirytowany, tracąc nadzieję na to, że dziewczyna odezwie się jako pierwsza. – Jaki to ma sens? 
   – Przede wszystkim...  wymamrotała pod nosem, unikając jego spojrzenia. Nie była zawstydzona ani onieśmielona, ale przypomniało jej się, że Snape był dość dobrym Legilimentą, więc na pewno musiał uczyć się od dawna. W niewielkim schowku, brak kontaktu wzrokowego praktycznie uniemożliwiał czytanie wspomnień. – Mój plan zakładał, że sama wyląduję w tych czasach  odezwała się stanowczo.
    I co wtedy? Uwiodłabyś go swoim wątpliwym urokiem osobistym?  spytał kąśliwie, po czym złośliwie się uśmiechnął.  Poza tym, skoro ci tak bardzo przeszkadzam, to nie prościej byłoby zwyczajnie najpierw wrócić do moich czasów? Podejrzewam, że nie tylko moje życie stałoby się łatwiejsze.
    Nie mogę tego zrobić. Takie skakanie może wywołać katastrofalne skutki. Najpierw chcę załatwić tę sprawę. Jest o niebo ważniejsza. Swoją drogą jak wytłumaczyłbyś moje ponowne pojawienie się w twoich czasach?
    To nie ja musiałbym się tłumaczyć. Poza tym, po twojej ostatniej wizycie i wiadomości, że jesteś z przyszłości, którą praktycznie mogłabyś sobie napisać na czole, z pewnością nikt nie zwróciłby na ciebie uwagi  odpowiedział chłopak, opierając się ramieniem o metalową półkę na – jak na ironię – środki czystości, pokrytą niewiarygodną ilością kurzu i pajęczyn.

   Mimowolnie rozglądając się, dopiero w tym momencie Hermiona dostrzegła, jak bardzo brudno było w pomieszczeniu, w którym się znajdowali. Cały sierociniec mimo starań pani Cole wyglądał niezbyt ciekawie, ale to miejsce było chyba najmniej zadbane. A zdążyli już przecież zobaczyć strych. Nie, żeby to miało jakikolwiek wpływ na to, o czym rozmawiali, ale dziewczynę w tym momencie uderzył pewien kontrast. Severus zdawał się w ogóle nie zwracać uwagi na stan tego lokum, prawdopodobnie przyzwyczajony do takiej ilości brudu. Wiedziała coś o jego dzieciństwie  mało, ale wystarczająco, żeby mieć jakiś pogląd na sprawę. Kompletna ignorancja oraz coś na wzór przyzwyczajenia, które w mgnieniu oka wywnioskowała z postawy chłopaka do takiego otoczenia, nie poprawiło jej opinii o jego młodości. Tymczasem w swojej przyszłości przywykła do perfekcjonizmu, czasami wręcz zahaczającego o chorobliwy, u swojego profesora.

    Wierz mi lub nie, ale dobrze wiem, że moje pojawienie się w twoich czasach wniosło sporo zamieszania. Ono naprawdę nie było zamierzone. Zdaję sobie z tego sprawę, ale niestety nie jestem w stanie zmienić przeszłości. Nie wiem, teraz cały czas wszystko mi się sypie... To miała być jasno sprecyzowana misja, a wszystko się skomplikowało i teraz tkwię w martwym punkcie, nie wiedząc, co dalej zrobić.
    Więc sama nie wiesz, o co chodzi, a wściekasz się, kiedy nie nawiązuję kontaktu z tym chłopakiem? Czy to w ogóle ma sens? Bo wydaje mi się, że jeśli będziemy biegać bez celu, a ja porozmawiam z nim raz czy dwa, to nic nie zdziałamy.
   – Problem w tym, że właściwie już nie chcę wysyłać cię na rozmowę z nim. Boję się, że mogę tym dodatkowo niepotrzebnie namieszać w jego przyszłości i stworzyć jakieś odgałęzienia czasowe.
   – Ach tak? – przerwał jej. – To w takim razie może ja się zamknę w swoim pokoju i będę udawać, że w ogóle nie istnieję? Bo przecież naprawdę jeszcze nie istnieję – syknął zza zaciśniętych zębów. – Tymczasem mogłabyś sobie w spokoju samodzielnie załatwiać, co tam chcesz.
   – To nie jest rozwiązanie – westchnęła ciężko. – Zgodziliśmy się na warunek pani Cole, co do twojej obecności tutaj...

   Hermiona czuła się zagubiona. Ta rozmowa nie dała zbyt wiele, poza kolejnymi, gorzkimi wyrzutami. Doszła do wniosku, że chyba musi się z tym wszystkim przespać i wtedy na spokojnie przemyśleć, co robić dalej. A niestety nie mieli za dużo czasu do dyspozycji. Dodatkowo rozum, raz po raz, dawał jej do zrozumienia, że odpowiada teraz nie tylko za siebie, ale również przyszłość, przeszłość, Snape'a oraz cały czarodziejski świat. 

   –Odpowiedzialność – powtórzyła sobie w duchu raz jeszcze, starając się odsapnąć z rozpierających ją myśli i emocji.

   Tymczasem usłyszała atakujący głos chłopaka:
   – To może daj temu spokój? Po co się na to pisałaś, skoro kompletnie nie wiesz, co masz robić?
   – Nie miałam wyjścia. Uwierz mi. Nie miałam. Ktoś musiał coś zrobić i padło na mnie.
   – Cudownie... – nie mógł się powstrzymać od jadowitej uwagi. – Ale dobra, powiedziałaś, że zostaniemy na góra dwa dni. Dziś nic nie wskóraliśmy. Jeśli naprawdę chcesz coś zdziałać, to radzę się pospieszyć. Bo chyba oboje nie chcemy dodatkowych problemów.

Hermiona w odpowiedzi jedynie cicho przytaknęła. Uporczywie nie podnosiła wzroku, czym zaczynała go denerwować. Westchnął i złapał za klamkę.
 – Na stołówce coś mówili o tych jutrzejszych zajęciach. Pierwsza część ma się odbyć zaraz po śniadaniu  rzucił na odchodne i wyszedł, nie oglądając się za siebie.

   Dziewczyna z kolei nadal stała w miejscu, trzymając w dłoni wypalającą się już świecę. Jednak jej myśli nie pochłaniał nieustannie spływający na podłogę, gorący wosk. W uszach wciąż i wciąż słyszała słowa Severusa "radzę się pospieszyć". Uderzyło ją okropne déjà vu i poczuła, jakby ją ktoś wewnętrznie skopał. Przed oczami przelatywały jej sceny z jej powojennego życia. Pozwoliła sobie na tę chwilę słabości.

   Przypomniała siebie, jak się czuła, gdy stała u Weasleyów i otwierała list od profesor McGonagall i Snape'a, w którym proponowali jej staż na Mistrza Eliksirów. Staż, o którym nawet nie myślała i nie marzyła. Pierwsze zajęcia w odbudowanych po Bitwie o Hogwart lochach... Dni wypełnione łzami, potem i okropnymi obelgami profesora Snape'a... Dokładnie te słowa; słowa "radzę się pospieszyć", padały nad jej kociołkiem bardzo często, jednak, hmm... często w raczej mniej delikatnej formie. Mimo wszystko, to było to, w czym po wojnie zaskakująco łatwo potrafiła się odnaleźć. Spędzała godziny na krojeniu i mieszaniu składników, oddalając tym samym od siebie makabryczne, batalistyczne sceny, których była świadkiem, jak i uczestnikiem. Odkryła, że działało to na nią nawet lepiej niż książki, gdyż była w ten sposób zmuszona, żeby skupić swoje myśli wyłącznie na odpowiednich parametrach przygotowywanych przez nią eliksirów.

   Jednak w jednej chwili straciła te, jakże jej ironiczno-drogocenne chwile odskoczni od rzeczywistości.

   Nie mogła pozbyć się z głowy, nachodzącego ją co jakiś czas, wspomnienia wykrzywionej w okropnym bólu oraz zalanej łzami twarzy Molly Weasley, kobiety, która była dla niej jak druga matka, po usłyszeniu wiadomości o porwaniu jej męża z Ministerstwa. Mało tego – wkrótce później zaczęły znikać także kolejne osoby.

   Zakon Feniksa na nowo zaczął zwoływać zebrania oraz zacisnął pętlę ostrożności, przy każdym dokonanym ruchu. Hermiona, z racji dbania o jej bezpieczeństwo, została zmuszona do natychmiastowego przerwania stażu i przeniesienia się, razem z kilkoma innymi członkami na jakiś czas do kwatery. W końcu profesor Snape niemiło poradził jej, żeby przestała "ukrywać się po kątach" i jak dorosły człowiek, wzięła sprawy w swoje ręce.

   Wkrótce później nadeszła wiadomość o znalezieniu jego zmasakrowanych zwłok.

   Dumbledore, na krótko przed śmiercią, podczas jednej z wypraw w poszukiwaniu horkruksów, natknął się na pewną księgę. Jak się okazało, były w niej zawarte informacje o dziedzinie magii związanej z Czasem oraz o profesji Władcy Czasu. Wojna zbliżała się wielkimi krokami, trzeba było zrobić coś, by zmniejszyć jej koszty. Co prawda, wysłanie Hermiony w przeszłość było krokiem ostatecznym, ale koniecznym, tyle że, według reszty Zakonu, nie do końca właśnie w tamtym momencie.

   Tak naprawdę, to odrobinę okłamała dyrektora. W rzeczywistości, po śmierci Voldemorta, nawet gdy zaczęły się porwania, Zakon miał na tyle podzielone zdanie na ten temat, że postanowiono odroczono decyzję w sprawie wysłania dziewczyny w przeszłość. Jednak sama zainteresowana stawała się coraz bardziej pewna tego, że nie można już zwlekać.


***
   – Merlinie, wiem – wymamrotała do siebie bez tchu oszołomiona dziewczyna, pod wpływem olśnienia, jakie przyniosły ze sobą wspomnienia. Muszę dowiedzieć się, dlaczego aż tak bardzo zależało Tomowi na kwestii czystości krwi, a potem wpłynąć na niego tak, by w przyszłości miał o niej inne zdanie, a co za tym idzie, będzie też przekazywał inne informacje swoim poplecznikom. Hmm... Severus! On powinien coś wiedzieć... przede wszystkim powinien znać Lucjusza Malfoy'a – wzdrygnęła się na myśl o długowłosym blondynie.

   Doszła jednak do wniosku, że Severus zabiłby ja na miejscu, gdyby nie dała mu się wreszcie wyspać, więc stwierdziła, że odłoży tę rozmowę na jutro. Rzuciła na siebie kameleona, pozbyła się świecy i wyszła ze schowka, kierując się powoli w stronę swojego pokoju.


***
   Z samego rana wstała z nową nadzieją. Gdy zeszła do stołówki na śniadanie, rozejrzała się za chłopakiem, pragnąc podzielić się świeżym pomysłem, lecz nie mogła go nigdzie znaleźć. Lekko zdumiała ją jego nieobecność, ale odkryła, że nie było również Toma. W pośpiechu zjadła swój posiłek, na który składały się płatki z mlekiem oraz jabłko, a następnie cichaczem wyszła, udając się do pokoju swojego towarzysza.

   Znalazła go leżącego na łóżku i bawiącego się różdżką.


    – Co robisz? – spytała na wstępie, bez ogródek.
    – Podziwiam ten piękny kawałek drewna, nie widać?
    – Severusie... Nie było cię na śniadaniu?
    – To już chyba zdążyłaś zauważyć. Nie byłem głodny – odparł sucho, wciąż wpatrując się w trzymany przez siebie przedmiot, tym samym dając dziewczynie znać, że jej obecność jest tu zbędna.
    – ... Czy ty się na mnie gniewasz za wczoraj?
    – Skądże – sarknął, po chwili ciszy. – Emanuję miłością i przywiązaniem. Nie widać?
    – Severusie... Wiem, że tego nie przemyślałam, ale teraz naprawdę mam plan. Tylko potrzebuję dowiedzieć się paru rzeczy.


   Wie coś, o czym ona nie ma pojęcia? To mocno wpłynęło na jego ego, więc niemal od razu zapytał, o co chodzi.


      – Zastanawiam się nad sposobem myślenia Toma. Skoro Lucjusz Malfoy jest jednym z jego najpiękniejszych wyznawców, to musieli myśleć bardzo podobnie. Proszę, powiedz mi jaki jest Lucjusz.
      – Przecież na pewno wiesz, jaki jest Malfoy – parsknął, siadając. – Jak każdy arystokrata, który ma za dużo galeonów w Banku Gringotta, spore wpływy oraz bogaty rodowód.
     – Potrzebuję wiedzieć, jakie są jego poglądy.
      – Na temat...? 
– wytrzymał jej ciężkie spojrzenie. – Jak wieku takich, jak on, od dziecka miał przyswajaną wrogość wobec szlam, hasła "magii tylko dla czarodziejów czystej krwi" i takie tam.
      – Czy uważasz, że da się zmienić taki tok rozumowania? – spytała z naciskiem.
      – Do czego ty dążysz? Rozumiem, iż chcesz zmienić Riddle'a. Ale żeby nie było, że nie mówiłem – to się nie uda.
      – Jak to? Przecież warto spróbować!
      – Nie warto 
– odparł stanowczo. – Te poglądy są zbyt mocno zakorzenione w jego psychice. To tak, jakbyś chciała sobie wmówić, że książki to zło.
      – Spróbuję go przekonać – warknęła Hermiona. – Zobaczysz, że mi się uda.
     – Na jakim ty świecie żyjesz?!

   Dziewczyna wyszła, głośno trzaskając za sobą drzwiami. Nie mogła zrozumieć, dlaczego Severus z góry ma w nią tak mało wiary. 


   Brakowało jej Harry'ego i Rona. Z nimi zawsze wychodziła cało z opresji. Do tej pory, gdy o nich nie myślała, nie było tak źle, ale jak przypomniała sobie tyle wspólnych wspomnień z czasów szkoły, łzy same napływały jej do oczy. 

   Przygoda z trollem w łazience, walka o kamień filozoficzny, runda szachów, w której Ron został ranny, zagadka Snape'a... Wbrew pozorom chyba jedne z najlepszych wspomnień z pierwszej klasy, bo przeżywała je ze swoimi przyjaciółmi. A teraz? Jest z młodszą wersją ich przyszłego profesora, przez lata uważanego za wroga; kilkadziesiąt lat przed swoim urodzeniem i na dodatek w jakimś sierocińcu, mając do wykonania prawie-niemożliwą misję, a korytarzem spaceruje Albus Dumbledore.

   Zaraz, co? Korytarzem spaceruje Albus Dumbledore?!

   – Myśl, Hermiono, myśl! – Zrobiła obrót o 180 stopni i pośpiesznie ruszyła w drugą stronę. On nie mógł jej zobaczyć. Przecież Harry widział to wspomnienie i nie może jej w nim być. To spowodowałoby kolejną pętlę czasową. Szybko wyjęła różdżkę z rękawa i rzuciła na siebie zaklęcie kameleona.

   Tymczasem mała, niebieskooka istotka, przyglądająca się całemu zdarzenie zza rogu, cicho pisnęła. Dziewczyna, którą obserwowała, machnęła patykiem, coś wyszeptała i nagle się rozpłynęła! 


   Granger momentalnie obróciła się w stronę, z której dobiegł do niej dziwny odgłos. Zauważyła nerwowo rozglądającą się malutką, blond główkę, która po chwili szybko uciekła.
    – Cholera – warknęła Hermiona w myślach.
   Szybko zawróciła do pokoju Severusa, stała się widoczna, ponownie rzuciła na drzwi Zaklęcie Wyciszające i zaczęła mówić:
    – Zbieraj się, szybko! Nie dość, że jest tutaj Albus Dumbledore, który nie może nas zobaczyć, to jeszcze jakaś dziewczynka widziała jak wymachuję różdżką i znikam!
    – Gratuluję – sarknął lekceważąco, patrząc na nią jak na idiotkę.
    – Nie rozumiesz, że akurat profesor Dumbledore nie może nas zobaczyć?
    – Przecież nas nie zapamięta...
    – Nawet gdyby, to w mojej przyszłości pokazał komuś te wspomnienia! – wydyszała przejęta.
    – Dobra, przestań panikować 
– jeden rzut okiem na dziewczynę wystarczył mu, żeby zrozumieć powagę sytuacji. – Masz wszystkie swoje rzeczy?
    – Tak.
   – Na pewno chcesz to zrobić? Przecież...
   – Tak – przerwała mu stanowczo. – Uniknięcie pętli jest w tej chwili najważniejsze. Najwyżej tutaj wrócę...

   Westchnął ciężko, ale chwycił różdżkę oraz podręcznik i wstał.

    – Przynajmniej weź najpierw głęboki oddech, bo jeszcze przeniesiesz nas do ery dinozaurów.

Po chwili dziewczyna złapała Severusa za rękę i sekundę później zniknęli. Mała, blond włosa istotka widziała całe zdarzenie przez dziurkę od klucza. Uśmiechnęła się delikatnie, wzruszyła ramionami i odeszła długim korytarzem.
© Agata dla WioskaSzablonów | Technologia blogger. | Freepik FlatIcon