OdaŁtorsko: Magda
Cóż... Przede wszystkim muszę powiadomić Was o zmianach, które zaszły w naszym składzie.
Z przykrością informuję, iż Joasia nie będzie już pisać. Reszta na razie pozostaje taka sama. Okazjonalnie Liska pomaga obgadać wiele rzeczy. Liczę, że nadal będziecie czytać (i komentować!) tego ficzka oraz nie zniechęcicie się.
Enjoy :)
W jej centralnej części ułożony został stos pogrzebowy z ciałem zmarłej na górze, pokrytej różnorodnymi kwiatami i ziołami. Centaury, stojące wokół niego, śpiewały jakąś smutną, niezrozumiałą dla ludzi pieśń. Magorian, którego mina nie wyrażała żadnych uczuć, podszedł z pochodnią w ręku i podpalił gałęzie.
Wszyscy zgromadzeni stali przy palenisku, dopóki się nie ściemniło się całkowicie, a potem dyskretnie rozeszli. Hermiona i Severus położyli się spać od razu po powrocie do jaskini. Dziewczyna w duchu pogrążona była w zastanawianiu się, dlaczego chłopak tym razem wydawał się tak łatwo jej zaufać. Na wszelki wypadek, gdy nie patrzył, dodała mu do jedzenia niewyczuwalną dawkę eliksiru Słodkiego Snu. Nie chciała, aby obudził się, zanim ona zrobi to, co ma do zrobienia.
Początkowo planował nie zasypiać. Owszem, planował, ale teraz czuł się... Nad wyraz senny. W pierwszym odruchu pomyślał o eliksirze, ale zakładał, że jego zmysły ostrzegłyby go o niepożądanym składniku w spożywanym przez niego jedzeniu czy też piciu. Hermiona wyznała mu, że nie może pozostawić go ze wspomnieniami o jej obecności, ale po kilku dość sporych kłótniach, wierzył, że w końcu chociaż odrobinę dotarły do niej jego słowa o nieingerowanie, przynajmniej bez jego świadomości, w jego umysł. Poza tym naprawdę miał cholerną nadzieję, że po tych kilku wspólnych dni nie zachowałaby się aż tak podle.
W ostatniej chwili, z ciężkim sercem i duszą na karku zrozumiała, że nie potrafi pozbawić go tych wszystkich wspomnień. Okazało się to dla niej zbyt trudnym zadaniem, mimo że sama nie do końca rozumiała, dlaczego. Czy to, wbrew rozsądkowi, ze względu na szacunek do jego przyszłej postaci? Czy może dotarło do niej, jak duże znaczenie ma dla tego chłopca kwestia zachowania swojego umysłu oraz wspomnień na wyłączność jego własnej osoby, i jaką podświadomie chce mu wyrządzić krzywdę, najpierw nazywając siebie w liście jego ,,przyjaciółką", a teraz, pod osłoną nocy, zdradzającą jego drobinki zaufania...?
Musiała szybko podjąć jakąś decyzję, zanim wpadnie w niepotrzebną panikę. Wybór padł na blokadę. Zamiast na dobre usuwać wspomnienia, zdecydowała się zaryzykować zaklęciem, które ledwo znała, ale uważała w tym momencie za wystarczający kompromis. Przez ponad 20 lat nie będzie pamiętał wydarzeń z tych dni, ale gdy tylko wróci do – jakiejś – przyszłości, od razu ją zdejmie. Co prawda blokady nie są aż tak skuteczne jak Obliviate, ale przynajmniej nie zawiedzie go na całej linii.
Po kilkunastu minutach upewniła się, że zablokowała wszystko, od samego momentu, gdy zobaczył ją na Błoniach pomijając formułki zaklęć oraz kilka innych jego spostrzeżeń, do zaśnięcia.
Po zakończeniu tej sprawy, wyczarowała niewidzialne nosze. Z ich pomocą wylewitowała chłopaka z jaskini. Odchodząc, zerknęła na wioskę po raz ostatni i cicho westchnęła, zamykając za sobą ten rozdział. Jakiś czas później, doszła na skraj Zakazanego Lasu. To tam odstawiła Severusa, po czym rzuciła na siebie zaklęcie kameleona i, zgodnie z nowo-przedsięwziętym planem, skierowała się w stronę zamku.
– Profesorze Dumbledore, muszę z panem koniecznie porozmawiać. To pilne.
,,Cóż, najsubtelniejsze to to nie było... Oby się zgodził. Nie ma to jak przychodzić do gabinetu dyrektora w środku nocy, by wymazać mu wspomnienia'' – pomyślała.
Chimera odsunęła się. Dziewczyna weszła po schodkach do gabinetu.
– Witam, panno Granger – rzekł spokojnie, jakby wcale nie został przed chwilą wyciągnięty z łóżka. Jednak na jego twarzy Gryfonka mogła bez trudu odczytać jak na dłoni lekkie zmęczenie, wynikające z przedwczesnej pobudki. – Co cię do mnie sprowadza? Widzieliśmy się przecież ledwie wczoraj.
– Zrobiłam już to, co miałam zrobić, sir. Wracam do swojego czasu, tylko mam mały problem.
– ... Nie mogę cię pamiętać? – domyślił się.
– Zgadza się, profesorze – przytaknęła.
– Rozumiem, rozumiem. Zatem... Rzucała już pani kiedyś Obliviate?
Zaskoczyła ją jego bezkonfliktowe podejście do sprawy, ale może to ze względu na wcześniejsze, skrajne przeciwieństwo, z którym miała do czynienia.
– Niestety tak – odparła zwięźle.
– Ufam, iż było to całkowicie konieczne. Nie mów mi o szczegółach.
– Oczywiście.
– Cóż, w takim razie, nie pozostaje mi nic innego jak zaufać, że usuniesz tylko to, co konieczne. Miej jednak na uwadze, że będę się miał na baczności.
– Ja... – zawahała się. – Dziękuję za zaufanie, ale to spora odpowiedzialność, profesorze...
– Rzucaj, rzucaj – uśmiechnął się delikatnie, ostatecznie dodając jej otuchy.
Głęboko odetchnęła, żeby zebrać myśli i wyszeptała miękko:
– Obliviate.
Przed oczyma przewijało jej się całe mnóstwo wspomnień. Przewijając się przez kolejne warstwy, wyłowiła w końcu te, z nią związane, po czym je wymazała. Następnie czym prędzej wyszła z gabinetu, uprzednio oglądając się na pogrążonego w letargu dyrektora.
Wiedziała, że uczniowie mieli zwyczaj spacerowania czasem w nocy po zamku. Sama tak robiła będąc uczennicą. Jako, że tym razem miała po raz pierwszy przenosić się w czasie bez wspomagacza, potrzebowała absolutnej ciszy i spokoju, a nie ryzyka zobaczenia jej przez jakiegoś ucznia, więc ruszyła, by znaleźć jakieś ciche, odizolowane miejsce.
Weszła do jednej z pustych klas. Skrzywiła się, gdy głośno skrzypnęły zawiasy w zamykanych przez nią, mosiężnych drzwiach. Przez kilkanaście sekund nasłuchiwała, nie wydając najmniejszego dźwięku, ale nie zleciał się żaden duch czy Irytek. Usiadła na środku sali, wcześniej rzucając Zaklęcie Czyszczące, gdyż nikt nie odwiedzał tej sali od dłuższego czasu. Uspokoiła oddech oraz myśli, skupiła się na pustce w swoim umyśle. Stopniowo nakierowywała go na miejsce i czas, w których chciałaby się znaleźć, w tym samym czasie, po raz pierwszy szepcząc śpiewną inkantację.
– Tempus est variabilis. Tempus est variabilis. Tempus est variabilis…
Po kilkunastu minutach, melodyjny głos ucichł, a sala znów stała się pusta. Parę minut później wszedł do niej woźny, zaalarmowany dźwiękami stamtąd dochodzącymi, ale nie zastał niczego podejrzanego, poza wyjątkowo czystą podłogę, jak na nieużywane pomieszczenie. Z kolei, gdy wschodzące słońce rzucało pierwsze promyki porannego światła, pewien Ślizgon obudził się na błoniach Hogwartu, nie mając bladego pojęcia, o tym jak się tam znalazł. Założył, że musiał stać się ofiarą jakiegoś jakże wyjątkowo nieśmiesznego żartu jego wrogów. Poprzysiągł zemstę, a w jego głowie pojawiła się inkantacja zaklęcia, którego wcześniej nie znał oraz obraz pleców z charakterystycznym znamieniem jakiejś kobiety.
Enjoy :)
***
Wylądowali na polanie w Zakazanym Lesie. Hermiona chciała uniknąć tłumaczenia się dyrektorowi, dlaczego uczeń Hogwartu zniknął na kilka dni w niejasnych okolicznościach, dlatego postanowiła nie pokazywać mu się na oczy. Szybko machnęła różdżką, a zaklęcie maskujące jej towarzysza, zniknęło.
Już miała powiedzieć Severusowi, by sam poszedł do zamku, ale zmieniła zdanie, gdy obróciła się i zobaczyła głód wiedzy oraz podekscytowanie odbijające się w jego oczach, których nie zdołał jeszcze dobrze ukryć, podczas gdy się rozglądał. Dziewczyna w mig zrozumiała, że prawdopodobnie, poza nielicznymi zajęciami z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami, nie miał jeszcze w ogóle okazji przebywać w Zakazanym Lesie. Żyjąc w Hogwarcie, Hermiona dość szybko zorientowała się, jak bardzo prawdziwe jest sformułowanie, że zakazany owoc kusi najbardziej. W końcu czy to mało razy ona, jak i inny uczniowie, próbowali się włamywać do szkolnego Działu Ksiąg Zakazanych? Sama, przyjaźniąc się z Harrym i Ronem, którzy po raz pierwszy wybrali się do Lasu już na swoim drugim roku, przebywała tam już wielokrotnie. Natomiast stojący koło niej, wysoki jak na swój wiek chłopak, najwidoczniej nie miał jak dotąd ku temu okazji. Ten błysk w jego oczach ją miło zaskoczył, bo nie sądziła, żeby dotychczas odczuwał w jej obecności cokolwiek innego, niż znużenie, całkowity brak zainteresowania czy pogardę.
– Jeśli chcesz, możesz zostać ze mną kilka dni – usłyszała swój głos. – Dzięki temu... – pomachała mu przed oczami starym przedmiotem – powinniśmy bez problemu zatrzymać się u centaurów. One uwielbiają wszystko, co jest choć odrobinę związane z czasem. Mogłabym nauczyć cię kilku ciekawych rzeczy, których nie znajdziesz w hogwarckiej bibliotece – zakończyła od niechcenia, jakby wcale nie zależało jej na jego towarzystwie.
Dostrzegła niewielką zmianę w jego postawie.
– Zgoda – odpowiedział zwięźle, ale bez zawahania się.
Zaczęli iść jedną ze ścieżek, wychodzących z polany. Dziewczyna była przekonana, że za chwilę na pewno pojawi się centaur, zainteresowany ich zapuszczeniem się w to miejsce.
,,Bylebyśmy tylko nie trafili na stado Akromantul" – pomyślała w podobnym momencie, co jej towarzysz.
Szli przed siebie, gdy w pewnym momencie Snape podświadomie wyczuł, że jest obserwowany.
– Tam ktoś jest – szepnął, wskazując palcem na krzaki po ich lewej stronie.
Kilka sekund później, piękna, młoda centauryda wyszła z kryjówki. Oboje przypatrywali się jej z niemałym szokiem, wymalowanym na twarzy, ponieważ po pierwsze – byli przekonani, że chyba nikt nigdy nie spotkał damskiej wersji centaura, w związku z czym, w czarodziejskim świecie jedynie przypuszczano ich istnienie; a po drugie – stojąca przed nimi istota ta była naga i w widocznie zaawansowanej ciąży.
– Witajcie – odezwała się melodyjnym i aksamitnie czystym głosem, patrząc na nich z góry.
Promieniała potęgą i magią. Hermiona i Severus natychmiast się przed nią skłonili.
– Już dawno gwiazdy powiedziały nam, iż przybędzie dwóch zbłąkanych wędrowców. Powstań, córko Ognia i Ziemi. Przed tobą postawione zostało ciężkie zadanie. Przebyłaś już długą drogę, lecz nie myśl, że to koniec twych problemów. Tak jak Ogień wypala Ziemię, dając szansę na nowe życie, tak ty, korzystając ze swych darów, miałaś spowodować odrodzenie swego świata. Nas centaurów nie oszukasz. Znamy przeszłość i przyszłość. Gdy Mars i Księżyc połączą się we wspólnym wpływie, nadejdzie twój czas na powrót. Nie lękaj się, wszystko się zmieni, ale czyż nie tego chcieliście? Pamiętaj jedynie, że nie wszystko było całkowite złe tam, skąd przybyłaś. Znasz się na Numerologii, twoja liczba to jedenaście, ona da ci siłę, gdy zwątpisz. Ty również wstań, synu Ognia i Wody. Ogień napełnia cię energią, zdecydowaniem oraz zdolnością szybkiego działania. Woda jest w stanie stłumić ogień, dając ci intuicję i wrażliwość, ale gdy przegrywa, nic nie powstrzyma cię przed osiągnięciem celu. Wydajesz się surowy i wycofany; jedynie prawdziwa towarzyszka życia, dostrzeże pod tą maską prawdziwego ciebie. W przyszłości pozwól sobie iść również za głosem serca, a nie tylko rozumu... Nie zadręczaj się przeszłością, a pomyśl o swojej liczbie – siódemce. Ja jestem Gesentia, córka Garyosa i Asantele, żona Magoriana. Czym chcecie mnie przekonać, abym pozwoliła wam zostać w naszej osadzie?
– Ja jestem Hermiona, ostatnia z Władców Czasu. Nasze rasy zawsze darzyły się szacunkiem oraz mogły liczyć na pomoc, o którą proszę. Liczę, że przyjmiecie mnie i mojego towarzysza, znajdującego się pod moją opieką – powiedziała uroczyście Hermiona, starając się dorównać patosowi centaurydy.
Severus skrzywił się w duchu na wzmiankę o opiece, ale wiedział, że w tej sytuacji najlepszym wyjściem będzie nie zabierać głosu.
– Odrobiłaś lekcje, dziewczyno. Dobrze, przyjmę was, pod warunkiem, że ty, chłopcze, będziesz nam winny w przyszłości przysługę. Moim mężem się nie przejmujcie, zamilknie, gdy tylko pokażecie mu pewien przedmiot. – Uśmiechnęła się łagodnie. – Chodźcie za mną i nie bójcie się, nic was nie zaatakuje, ponieważ zwierzęta leśne szanują oraz żyją w zgodzie z centaurami.
Po kilkunastu minutach solidnego marszu, a właściwie prób dogonienia istoty czterokopytnej ze strony Hermiony, gdyż Snape jak zwykle poruszał się zadziwiająco szybko, ich oczom ukazała się niezwykła osada. Światło prześwitywało przez korony drzew, nadając polanie aurę tajemniczości, mięciutka trawa, będąca niemal wszędzie, pełniła rolę dywanu. Korzenie, wystające ponad ziemię, przykryte gałęźmi i liśćmi, tworzyły prowizoryczne jaskinie, w których urządzono legowiska. Wejścia do tego typu "domków", częściowo przysłonięto zasłonami, utkanymi z bardzo giętkich pędów. Miejsc takich było mniej-więcej dwudziesta; największe z nich, wydawały się być w stanie pomieścić nawet olbrzyma. Na środku znajdowało się ognisko, otoczone kamieniami. W pobliżu rosły jadalne grzyby, krzaki jagód oraz innych leśnych owoców. Niewielki strumyk wydostawał się ze skał i przepływał niedaleko, wpadając do małego stawu. Centaury, które akurat nie miały nic do roboty, a były to głównie kobiety, przypatrywały się im ostrożnie. Gesentia poprowadziła ich do najokazalszej jaskini.
– Oto mój dom, rozgośćcie się. Magorian powinien niedługo wrócić z polowania. Na pewno jesteście głodni oraz spragnieni. Zaraz przyniosę wam coś do posilenia się, a wy, w ty czasie, przejdźcie do wnęki za tamtą zasłoną.
Budowla okazał się być jeszcze wspanialsza, niż Hermiona mogła z zewnątrz przypuszczać. Przede wszystkim była ogromna i zawierała coś w rodzaju salonu, a także trzy, odgrodzone zasłonami, pokoje. Nieco dalej, tak, by ogień nie dosięgnął drzewa, było nawet niewielkie palenisko, aby zapewnić dopływ ciepła lokatorom. Niewielkie okienka, podparte gałęziami, oraz pochodnie, zapewniały światło zarówno w dzień, jak i w nocy. Niektóre korzenie, rosnące poziomo, lekko wygładzono, tworząc półki, a przysłonięta, wykopana w ziemi nora – zapewne pełniła rolę spiżarni.
Goście ruszyli tam, gdzie skierowała ich gospodyni. Hermiona uchyliła firanę, po czym westchnęła, nie mogąc ukryć zachwytu. Niewielkie pomieszczenie okalały korzenie i korzonki drzew, a cała podłoga wypełniona była drobnymi gałązkami, na których położono dość pokaźną warstwę liści, co niewątpliwie zapewniało komfort oraz wygodę podczas spania.
– Ładnie tu – odezwała się dziewczyna.
– Może być – rzucił od niechcenia, zdystansowany Severus.
Po chwili wróciła centauryda, z tacą z kawałka kory, opartą na swoim olbrzymim brzuchu. Były na niej dwa płytkie półmiski z drewna z jarzynami, oraz dwa głębsze, w których znajdowała się woda.
– Proszę – zabrała głos Gesentia, podając tacę Hermionie. – Zjedzcie, a ja w tym czasie porozmawiam z mężem, który właśnie wrócił. Będziesz musiała pokazać mu to, o czym rozmawiałyśmy, dlatego bezzwłocznie wyjdź na zewnątrz, gdy tylko usłyszysz jego podniesiony głos.
– Oczywiście – odparła zainteresowana, po czym usiadła naprzeciwko Severusa i zabrała się do jedzenia.
Nie czekali długo, gdy zabrzmiał uniesiony głos, o którym wspominała centauryda.
– Czarodzieje w moim domu?! – usłyszeli.
Był to sygnał dla Hermiony, by wyjść z kryjówki. Pospiesznie chwyciła stary przedmiot, który miał się okazać ich wybawieniem z kłopotów, po czym wybiegła na polanę.
Olbrzymi centaur stał dęba z wściekłą miną.
– Magorianie, przywódco tej kolonii centaurów, powołując się na mój ród, niezmiernie proszę cię o nocleg oraz opiekę dla mnie oraz mojego towarzysza.
Centaury uznawały Władców Czasu czy metamorfomagów za oddzielne istoty, a nie czarodziejów z dodatkowymi mocami.
Severus, który wyszedł za dziewczyną z namiotu, przypatrywał się jej się z podziwem, nad wyraz u niego niespotykanym.
– Oto coś, co ostatecznie potwierdzi moją tożsamość – dokończyła.
Podeszła do niego i pokazała mu bardzo starą rzecz, coś na kształt wisiora, na srebrnym łańcuszku, pokrytym patyną oraz wszelkimi szlachetnymi kamieniami oplecionymi cieniutkimi niteczkami srebra.
Magorian przyjrzał się naszyjnikowi, po czym uklęknął przed Hermioną. To samo, za przywódcą, zrobiły wszystkie inne centaury.
– Pani... – szepnął cicho.
– Powstańcie – rzekła. – Weź ten przedmiot. Ja już go nie potrzebuję. – Odwróciła się z powrotem do przywódcy. – To wy powinniście go przechowywać, a gdy nadejdzie właściwy moment, przekażecie go następnemu Władcy Czasu.
– Oczywiście, pani. – Skinął głową.
Severus zastanawiał się, co się właśnie wydarzyło. W żadnej książce, którą przeczytał, nie było mowy o takim zachowaniu centaurów. Swoją drogą, nie było też mowy o ich żeńskich odpowiednikach, a jakoś przecież musiały się rozmnażać. Przedstawiano te stworzenia jako nieustępliwe, nie przepadające za ludzką rasą, bardzo niezależne i, mimo że niezwykle honorowe i inteligentne, to raczej dzikie.
Po chwili wszyscy zaczęli się rozchodzić, a on powoli ruszył za Hermioną. Usiedli obok siebie na powalonym drzewie na polanie, po czym dziewczyna zaczęła głośno myśleć.
– Nigdy nie wiedziałam takiego zachowania u centaurów, ale bez wątpienia to oznaka szacunku, nie poddaństwa. Nikt nie rozstaje się chętnie z potężnymi, magicznymi artefaktami, tak jak ja to zrobiłam, ale to było konieczne. Ten naszyjnik znowu gdzieś by się zawieruszył, ponieważ zapewne nikt z nas nie dożyje narodzin następnego Władcy Czasu... Przy takim rozwiązaniu przynajmniej mamy pewność, że do tego nie dojdzie i w odpowiednim czasie trafi do mojego następcy. Dobra. Co chciałbyś przedyskutować?
Chłopak obojętnie wzruszył ramionami.
Chłopak obojętnie wzruszył ramionami.
– Twoje plany – oznajmił.
Dziewczyna zbladła.
– Moje plany? – wymamrotała zaskoczona.
Nie spodziewała się tego pytania. Nie sądziła, że o tym pomyśli. Sama starała się tymczasowo o nich nie myśleć.
– Ja... – zawahała się. – Wiesz dobrze, co będę musiała zrobić...
– Zrobisz to, co planowałaś na samym początku, ale ci przeszkodziłem. Wykasujesz mi wspomnienia, zostawisz z dziurą w głowie i będzie po sprawie, czyż nie? – warknął, pełen niespodziewanych wyrzutów.
– Severusie, nie możesz mnie pamiętać – szepnęła.
– Czyli jak zwykle, ty jesteś najważniejsza? Swoją drogą, czy nie powinnaś raczej zwracać się do mnie per ,,profesorze"?
Westchnęła, przeczuwając koleją burzę, wiążąca się z wkraczaniem na ciężkie dla obojga tematy. Postanowiła ostatnie pytanie puścić mimo uszu. Nie da mu się sprowokować.
Westchnęła, przeczuwając koleją burzę, wiążąca się z wkraczaniem na ciężkie dla obojga tematy. Postanowiła ostatnie pytanie puścić mimo uszu. Nie da mu się sprowokować.
– Zanim zatoniesz we własnym jadzie, posądzasz mnie o egoizm, dobrze zrozumiałam?
– Na pewno nie umknęły twojej uwadze rozterki na temat etyki użycia zaklęcia Obliviate.
– Przestań! To akurat jest teraz moje najmniejsze zmartwienie. Nie dość, że nie udało mi się wykonać misji, to jeszcze mogło się wszystko zmienić! Wrócę do swoich czasów i okaże się, że jest gorzej. Oto czego się boję. Moi przyjaciele nie przeżyją, Riddle i cała jego ideologia wygra, a ja prędzej czy później umrę. Chociaż twojej kwestii nie chcę dokładać. Powiedziałabym, że tego nie chcę, ale wyczuwasz kłamstwo na kilometr, więc nie będę kłamać. Chcę i muszę to zrobić, aby odejść stąd z czystym sercem.
– Kiedy? – spytał oschłym tonem.
– Na pewno jeszcze nie teraz. Poczekam – odparła. – Możesz być pewien, że nie usunę ci wiedzy, jaką zdobyłeś podczas tych kilku ostatnich dni...
– Dlaczego nie bierzesz pod uwagę opcji, że mogę uciec ci w nocy?
– Ponieważ obietnica zdobycia wiedzy, za którą nie wyrzucą cię ze szkoły, a zemścisz się na Potterze i jego kumplach, jest zbyt kusząca. Poza tym, centaury by ci na to nie pozwoliły.
– Co prawda, to prawda – mruknął ponuro.
– Wymyśliłeś ostatnio coś nowego? – spytała delikatnie, po chwili ciężkiej ciszy.
– ... Zaklęcie, które powoduje zwisanie na kostkach do góry nogami. Problem jest taki, iż jest ono na tyle silne, że nie działa na nie Finite, ani nawet mocniejsze Finite Incantatem.
– Co to za zaklęcie? – zapytała, doskonale wiedząc o czym mówi.
Harry opowiadał jej, co zobaczył w umyśle ich nauczyciela, podczas prywatnych lekcji Legilimencji. Z kolei formułkę znalazła w podręczniku – dobrze im znanego – Księcia Półkrwi.
– Levicorpus – odparł, zachowując dystans.
– I czego już przeciw niemu próbowałeś? Hmm? – ponowiła pytanie i szturchnęła go lekko łokciem, gdy nie otrzymała odpowiedzi.
– Na razie prostego Cadento z łaciny. Jak możesz się spodziewać – nie wyszło.
– To nie tak... – Pokręciła głową. – W tym przypadku, znaczenie i budowa zaklęcia oraz przeciwzaklęcia powinny być do siebie podobne – zamyślała się, starając przypomnieć sobie zaklęcie, które też musiała widzieć w jego książce. – Na twoim miejscu zostawiłabym „corpus”, ponieważ jest głównym członem.
Sięgnęła po leżącą w pobliżu gałązkę i transmutowała ją w papier, a z torebki wyciągnęła długopis, po czym podała go Severusowi, oznajmiając:
Sięgnęła po leżącą w pobliżu gałązkę i transmutowała ją w papier, a z torebki wyciągnęła długopis, po czym podała go Severusowi, oznajmiając:
– Na pewno nie będziemy tego testować w praktyce na niewinnych zwierzętach leśnych, zwłaszcza, gdy jesteśmy u centaurów. Nie zaszkodzi ci kilka dni zwłoki. Nie patrz tak na mnie, wiem, że tę formułkę prędzej wypróbujesz na Jamesie niż na sobie – uśmiechnęła się kwaśno.
W ciągu tych kilku dni spędzonych wspólnie zaczęła go powoli rozszyfrowywać, co najwidoczniej bardzo nie spodobało się samemu zainteresowanemu. Powoli poznawała jego kodeks moralny – zaczynała przewidywać do czego się posunie, a do czego nie.
***
Siedzieli tam jeszcze do wieczora. Omówili wiele możliwości, aż doszli do najbardziej prawdopodobnej.
– ... Czyli Liberacorpus powinno zadziałać – powiedziała, podekscytowana ich wspólnym wnioskiem, Hermiona.
– Prawdopodobnie – mimowolnie przyznał chłopak.
– Nie zauważyłam, kiedy się tak bardzo ściemniło – wracajmy. Musieliśmy siedzieć tutaj dobre kilka godzin, nogi mi zdrętwiały – westchnęła, podnosząc się ciężko z konara.
W ciszy, będącej tym razem przyjemnie korzystną dla obu stron, ruszyli z powrotem do wioski. Gdy dotarli na miejsce, szybko spostrzegli, że coś jest nie w porządku. Przede wszystkim, rzuciło im się w oczy to, że żaden z centaurów nie miał konkretnego zajęcia; wszyscy kręcili się niespokojnie, oświetleni blaskiem płonącego ogniska.
– Co się dzieje? – dyskretnie szepnęła dziewczyna do Severusa.
– Niby skąd mam wiedzieć – mruknął, również zdziwiony i lekko zaniepokojony.
Już mieli wejść do jaskini, gdy któryś z centaurów zastąpił im drogę.
– Nie możecie tu wejść – powiedział, z kamiennym wyrazem twarzy.
Hermiona chciała dowiedzieć się czegoś więcej, ale centaur niezwykle ogromnej postury, nawet jak na swój gatunek i zwyczajnie się go obawiała. Snape nie miał takich oporów i po prostu spytał:
– Niby dlaczego?
Bestia spiorunowała go wzrokiem, ewidentnie próbując dać chłopakowi do zrozumienia, że nie jest tam mile widziany, ale ten, bynajmniej się tym nie przejął.
– Bo taki jest obrządek – odparł centaur, widząc zaciekłość na twarzy Snape'a, która wyrażała, że ten albo otrzyma odpowiedź, albo prześlizgnie się do środka i sam przekona się, co się tam dzieje.
– Obrządek? Obrządek czego? – zapytał z ciekawością w głosie, jednak nawet nie miał szansy doczekać się odpowiedzi, bo Hermiona złapała go za łokieć.
– Severusie, chyba powinniśmy iść – mruknęła dziewczyna, jednak nie do końca brzmiąc na przekonaną.
Podczas ich rozmowy przypomniała sobie, że jaskinia ma coś w rodzaju okien, a ich wielkość uniemożliwia skontrolowanie każdej ściany. Obeszła jaskinię, a gdy upewniła się, że nie są w zasięgu wzroku i słuchu, odwróciła się w stronę zbitego z tropu chłopaka.
– Zapomnieli zasłonić okna.
Ostrożnie zbliżyła się, po czym zaczęła nasłuchiwać.Usłyszała dźwięki, jakich nie sposób było pomylić z czymkolwiek innym. Zawstydzona, że wcześniej się nie domyśliła, co było przyczyną tej całej tajemniczości, natychmiast się wycofała.
– Ona rodzi – wydukała, cała czerwona na twarzy, na widok pytającego spojrzenia chłopaka. – Dla centaurów to chyba jakiś ważny rytuał. Nie powinniśmy pogwałcać ich prywatności. Już i tak na naprawdę wiele nam pozwolili.
– Czemu nie? – burknął Snape, mimo wszystko, odsuwając się od chatki na bezpieczną odległość.
Hermiona niezręcznie roześmiała się, zauważając jego odruch.
– Myślę, że w takim razie mamy trochę czasu, a ja cóż... śmierdzę – skrzywiła się. – Niedaleko jest niewielki staw i jak troszkę podgrzeje się wodę, będzie idealna do kąpieli. Ty też możesz skorzystać. Hah, ale bez obaw, nie ma szans byśmy się zobaczyli. Jest ciemno jak... no w każdym razie jest ciemno. A drzewa też rosną tam bardzo gęsto. W sumie to wszędzie rosną gęsto... – zamilkła i zmarszczyła brwi, po czym wzruszyła ramionami. – Tutaj nawet w dzień jest dosyć ciemno, za wyjątkiem sytuacji, gdy silne słońce prześwituje przez korony drzew.
Westchnął ciężko. Musiał się zgodzić, gdyż sam też odczuwał potrzebę kąpieli. Pozostawało mu tylko przytaknąć.
Oboje rzucili Lumos, po czym ruszyli przed siebie. Kilka minut później byli już na wspomnianym przez Hermionę miejscu. Poszli na dwa różne krańce zbiornika i zgasili różdżki.
– Merlinie, Ginny nie zapomniałaby mi tego przez dobre półtora roku – przeszło jeszcze dziewczynie przez myśl, zanim weszła do wody.
***
– Jesteś już gotowy? Mogę rzucać Lumos? – krzyknęła do Snape'a, gdy już się ubrała.
– Owszem – fuknął. – Bardziej guzdrać się nie mogłaś...
– Najwyraźniej faktycznie nie mogłam – odparła gorzko, myśląc o tym, że kąpiel zajęła jej tym razem rekordowo niewielką ilość czasu.
– Zaproponowałabym spacer w nocy po Zakazanym Lesie, ale jak sama nazwa wskazuje, to zdecydowanie nie jest bezpieczne, nawet pod patronatem centaurów. Sprawdźmy, czy wszystko już się skończyło i czy możemy już wrócić do wioski.
– Zaproponowałabym spacer w nocy po Zakazanym Lesie, ale jak sama nazwa wskazuje, to zdecydowanie nie jest bezpieczne, nawet pod patronatem centaurów. Sprawdźmy, czy wszystko już się skończyło i czy możemy już wrócić do wioski.
Snape się nie odezwał. Szczerze miał dość łażenia wte i wewte i chciał się już po prostu położyć.
Wracając, ponownie napotkali tego samego centaura, który wcześniej zagrodził im drogę, lecz tym razem bez problemu pozwolił im wejść. Skierował ich prosto do legowiska Gesentii, która leżała z małym centaurem w ramionach, całkowicie wycieńczona oraz śmiertelnie blada.
– Witajcie – odezwała się słabym głosem. – Niewielkie jest prawdopodobieństwo, iż przeżyję tę noc, dlatego pragnę wam coś dać. Żałuję, że nie spędziliśmy ze sobą więcej czasu oraz nie zdążyliśmy się lepiej poznać. Magorianie! – zawołała.
Przywódca pojawił się niemal natychmiast.
– Daj mi proszę medaliony, o które prosiłam cię wcześniej – powiedziała. – W międzyczasie, pragnę przedstawić wam nowego mieszkania wioski. Oto Firenzo – uśmiechnęła się, na szczęście nie dostrzegając zaskoczonego wyrazu twarzy Hermiony.
W tym czasie zdążył już wrócić Magorian, niosąc ze sobą niewielkie naszyjniki ze srebra. Nie zwlekając, podał je żonie.
– Droga Hermiono, ten jest dla ciebie. – Dała jeden z nich dziewczynie, – Powiedzmy, że na szczęście, ale jest w nim magia, o której istnieniu nie macie pojęcia. Różowy diament ci pasuje, tak samo srebro. Twoja kolej, Severusie – Chłopak otrzymał drugi. – Twój też jest ze srebra, ale różni się kamieniem. Pewnie już widzisz, że to tygrysie oko. Znasz jego symbolikę, naprawdę do ciebie pasuje. Jest późno, a ja jestem zmęczona. Powinniśmy wszyscy się położyć – westchnęła, ziewając.
Odprawieni w ten sposób, z naszyjnikami, ściskanymi w dłoniach ruszyli do swojego posłania.
***
Severus obudził się dopiero koło południa. Gdy wstawał, ujrzał, że Hermiona jeszcze w najlepsze spała. Zanim brutalnie nią potrząsnął, aby się obudziła, pozwolił sobie na chwilowe przyjrzeć się jej. Ostatecznie jednak szybko się otrząsnął i pokręcił głową. Musiał wciąż być zaspany, skoro w ogóle taki pomysł przyszedł mu do głowy. Poza tym, i tak mało co mógł ujrzeć przez tę irytującą szopę kłaków.
Dziewczyna przeciągle ziewnęła, przyciągnęła się, po czym, niewiele mówiąc, zaczęła się ogarniać. Wkrótce potem wyszli z jaskini, w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia. Nie było ich około godziny, a po powrocie, podszedł do nich Magorian. Z jego naturalnie utworzonej aury wielkości niewiele pozostało. Jak się okazało, jego małżonka nie przeżyła nocy. Centaur poinformował ich jeszcze tylko o pogrzebie, który miał się odbyć o zachodzie słońca, po czym odszedł, uprzednio lekko się kłaniając.
Dziewczyna przeciągle ziewnęła, przyciągnęła się, po czym, niewiele mówiąc, zaczęła się ogarniać. Wkrótce potem wyszli z jaskini, w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia. Nie było ich około godziny, a po powrocie, podszedł do nich Magorian. Z jego naturalnie utworzonej aury wielkości niewiele pozostało. Jak się okazało, jego małżonka nie przeżyła nocy. Centaur poinformował ich jeszcze tylko o pogrzebie, który miał się odbyć o zachodzie słońca, po czym odszedł, uprzednio lekko się kłaniając.
Snape, widząc, że jego towarzyszka chwilowo nie jest zdolna do jakiejkolwiek konkretniejszej czynności, poza zamartwianiem się, z jękiem zrezygnowania pociągnął ją do miejsca, w którym poprzednio siedzieli przez kilka dobrych godzin.
– Będą teraz przeżywać żałobę – odezwał się do niej po chwili siedzenia w ciszy. – To powinna być nasza ostatnia noc tutaj. Poza tym, po śmierci centaurydy, nasze stosunki z tymi stworzeniami z pewnością się zmienią. Już stali się wobec nas nieco oziębli, a za chwilę pozostanie wyłącznie chłodny szacunek do ciebie.
Otrząsającej się dziewczynie najwidoczniej udało się już zebrać myśli. Powoli pokiwała głową i cicho się go poparła:
– Tak, masz całkowitą rację. Odchodzimy dzisiejszej nocy. – Jej twarz znów nabrała kolorów, a w głosie zabrzmiała determinacja, którą Snape zdążył już doskonale poznać. – Jesteśmy zbyt głęboko w dziczy, byś wracał sam. Zbudzę cię w nocy i odprowadzę na skraj lasu. Potem sama się aportuję. Chciałbyś jeszcze przejść się jeszcze po raz ostatni po okolicy? Do nocy jeszcze trochę, trzeba zagospodarować jakoś ten czas.
– Chętnie – odparł przyszły Mistrz Eliksirów, z drobnym pół-uśmiechem na twarzy, zadowolony między innymi dlatego, że wreszcie będzie miał na kim wypróbować zaklęcia, dopracowane przy pomocy dziewczyny.
***
Wiosenne słońce leniwie obniżało swoją pozycję na niebie, przyjmując ciemniejszą paletę odcieni i delikatnie, z nutą nieśmiałości, zerkało spomiędzy bujnych gałęzi na dwójkę młodych ludzi, którzy już po raz ostatni zbliżali się wydeptaną trasą do wioski.W jej centralnej części ułożony został stos pogrzebowy z ciałem zmarłej na górze, pokrytej różnorodnymi kwiatami i ziołami. Centaury, stojące wokół niego, śpiewały jakąś smutną, niezrozumiałą dla ludzi pieśń. Magorian, którego mina nie wyrażała żadnych uczuć, podszedł z pochodnią w ręku i podpalił gałęzie.
Wszyscy zgromadzeni stali przy palenisku, dopóki się nie ściemniło się całkowicie, a potem dyskretnie rozeszli. Hermiona i Severus położyli się spać od razu po powrocie do jaskini. Dziewczyna w duchu pogrążona była w zastanawianiu się, dlaczego chłopak tym razem wydawał się tak łatwo jej zaufać. Na wszelki wypadek, gdy nie patrzył, dodała mu do jedzenia niewyczuwalną dawkę eliksiru Słodkiego Snu. Nie chciała, aby obudził się, zanim ona zrobi to, co ma do zrobienia.
Początkowo planował nie zasypiać. Owszem, planował, ale teraz czuł się... Nad wyraz senny. W pierwszym odruchu pomyślał o eliksirze, ale zakładał, że jego zmysły ostrzegłyby go o niepożądanym składniku w spożywanym przez niego jedzeniu czy też piciu. Hermiona wyznała mu, że nie może pozostawić go ze wspomnieniami o jej obecności, ale po kilku dość sporych kłótniach, wierzył, że w końcu chociaż odrobinę dotarły do niej jego słowa o nieingerowanie, przynajmniej bez jego świadomości, w jego umysł. Poza tym naprawdę miał cholerną nadzieję, że po tych kilku wspólnych dni nie zachowałaby się aż tak podle.
***
Granger kilka razy sprawdziła, czy chłopak faktycznie śpi. Czuła się podle. Naprawdę, okropnie, okropnie podle. Brała pod uwagę wiele możliwości: eliksir mógł nie zadziałać, Severus odkryłby jego obecność, udawałby pogrążenie we śnie, by przekonać się co ona zrobi... Dlatego cichutko przysunęła się do niego, po czym wlała mu do gardła tyle eliksiru, by spał przez następne kilka godzin. W ostatniej chwili, z ciężkim sercem i duszą na karku zrozumiała, że nie potrafi pozbawić go tych wszystkich wspomnień. Okazało się to dla niej zbyt trudnym zadaniem, mimo że sama nie do końca rozumiała, dlaczego. Czy to, wbrew rozsądkowi, ze względu na szacunek do jego przyszłej postaci? Czy może dotarło do niej, jak duże znaczenie ma dla tego chłopca kwestia zachowania swojego umysłu oraz wspomnień na wyłączność jego własnej osoby, i jaką podświadomie chce mu wyrządzić krzywdę, najpierw nazywając siebie w liście jego ,,przyjaciółką", a teraz, pod osłoną nocy, zdradzającą jego drobinki zaufania...?
Musiała szybko podjąć jakąś decyzję, zanim wpadnie w niepotrzebną panikę. Wybór padł na blokadę. Zamiast na dobre usuwać wspomnienia, zdecydowała się zaryzykować zaklęciem, które ledwo znała, ale uważała w tym momencie za wystarczający kompromis. Przez ponad 20 lat nie będzie pamiętał wydarzeń z tych dni, ale gdy tylko wróci do – jakiejś – przyszłości, od razu ją zdejmie. Co prawda blokady nie są aż tak skuteczne jak Obliviate, ale przynajmniej nie zawiedzie go na całej linii.
Po kilkunastu minutach upewniła się, że zablokowała wszystko, od samego momentu, gdy zobaczył ją na Błoniach pomijając formułki zaklęć oraz kilka innych jego spostrzeżeń, do zaśnięcia.
Po zakończeniu tej sprawy, wyczarowała niewidzialne nosze. Z ich pomocą wylewitowała chłopaka z jaskini. Odchodząc, zerknęła na wioskę po raz ostatni i cicho westchnęła, zamykając za sobą ten rozdział. Jakiś czas później, doszła na skraj Zakazanego Lasu. To tam odstawiła Severusa, po czym rzuciła na siebie zaklęcie kameleona i, zgodnie z nowo-przedsięwziętym planem, skierowała się w stronę zamku.
***
Weszła do niego przez jedno z ukrytych przejść, które były na mapie Huncwotów, tak, by przypadkiem nie natknąć się jeszcze na Filcha. Przed powrotem do przyszłości, musiała załatwić jeszcze jedną, drobną rzecz. Ruszyła prosto do gabinetu dyrektora. Stojąc przed chimerą i patrząc jej prosto w oczy, odezwała się, wysilając się na stanowczy ton głosu:– Profesorze Dumbledore, muszę z panem koniecznie porozmawiać. To pilne.
,,Cóż, najsubtelniejsze to to nie było... Oby się zgodził. Nie ma to jak przychodzić do gabinetu dyrektora w środku nocy, by wymazać mu wspomnienia'' – pomyślała.
Chimera odsunęła się. Dziewczyna weszła po schodkach do gabinetu.
– Witam, panno Granger – rzekł spokojnie, jakby wcale nie został przed chwilą wyciągnięty z łóżka. Jednak na jego twarzy Gryfonka mogła bez trudu odczytać jak na dłoni lekkie zmęczenie, wynikające z przedwczesnej pobudki. – Co cię do mnie sprowadza? Widzieliśmy się przecież ledwie wczoraj.
– Zrobiłam już to, co miałam zrobić, sir. Wracam do swojego czasu, tylko mam mały problem.
– ... Nie mogę cię pamiętać? – domyślił się.
– Zgadza się, profesorze – przytaknęła.
– Rozumiem, rozumiem. Zatem... Rzucała już pani kiedyś Obliviate?
Zaskoczyła ją jego bezkonfliktowe podejście do sprawy, ale może to ze względu na wcześniejsze, skrajne przeciwieństwo, z którym miała do czynienia.
– Niestety tak – odparła zwięźle.
– Ufam, iż było to całkowicie konieczne. Nie mów mi o szczegółach.
– Oczywiście.
– Cóż, w takim razie, nie pozostaje mi nic innego jak zaufać, że usuniesz tylko to, co konieczne. Miej jednak na uwadze, że będę się miał na baczności.
– Ja... – zawahała się. – Dziękuję za zaufanie, ale to spora odpowiedzialność, profesorze...
– Rzucaj, rzucaj – uśmiechnął się delikatnie, ostatecznie dodając jej otuchy.
Głęboko odetchnęła, żeby zebrać myśli i wyszeptała miękko:
– Obliviate.
Przed oczyma przewijało jej się całe mnóstwo wspomnień. Przewijając się przez kolejne warstwy, wyłowiła w końcu te, z nią związane, po czym je wymazała. Następnie czym prędzej wyszła z gabinetu, uprzednio oglądając się na pogrążonego w letargu dyrektora.
Wiedziała, że uczniowie mieli zwyczaj spacerowania czasem w nocy po zamku. Sama tak robiła będąc uczennicą. Jako, że tym razem miała po raz pierwszy przenosić się w czasie bez wspomagacza, potrzebowała absolutnej ciszy i spokoju, a nie ryzyka zobaczenia jej przez jakiegoś ucznia, więc ruszyła, by znaleźć jakieś ciche, odizolowane miejsce.
Weszła do jednej z pustych klas. Skrzywiła się, gdy głośno skrzypnęły zawiasy w zamykanych przez nią, mosiężnych drzwiach. Przez kilkanaście sekund nasłuchiwała, nie wydając najmniejszego dźwięku, ale nie zleciał się żaden duch czy Irytek. Usiadła na środku sali, wcześniej rzucając Zaklęcie Czyszczące, gdyż nikt nie odwiedzał tej sali od dłuższego czasu. Uspokoiła oddech oraz myśli, skupiła się na pustce w swoim umyśle. Stopniowo nakierowywała go na miejsce i czas, w których chciałaby się znaleźć, w tym samym czasie, po raz pierwszy szepcząc śpiewną inkantację.
– Tempus est variabilis. Tempus est variabilis. Tempus est variabilis…
Po kilkunastu minutach, melodyjny głos ucichł, a sala znów stała się pusta. Parę minut później wszedł do niej woźny, zaalarmowany dźwiękami stamtąd dochodzącymi, ale nie zastał niczego podejrzanego, poza wyjątkowo czystą podłogę, jak na nieużywane pomieszczenie. Z kolei, gdy wschodzące słońce rzucało pierwsze promyki porannego światła, pewien Ślizgon obudził się na błoniach Hogwartu, nie mając bladego pojęcia, o tym jak się tam znalazł. Założył, że musiał stać się ofiarą jakiegoś jakże wyjątkowo nieśmiesznego żartu jego wrogów. Poprzysiągł zemstę, a w jego głowie pojawiła się inkantacja zaklęcia, którego wcześniej nie znał oraz obraz pleców z charakterystycznym znamieniem jakiejś kobiety.
jestem
OdpowiedzUsuńw sumie nie chce mi się pisać, więc no... popraw błędy, Magdaleno.
with love and peace
ja
Witajcie
OdpowiedzUsuńSam pomysł wydaję się ciekawy i wciągający. :) Chociaż mam nadzieje, że sytuacja jakoś się bardziej rozwinie.
Pozdrawiam.