OdaŁtorsko: Aga
Cześć! Mam zaszczyt zaprosić Was na nasz bonusowy rozdział, stworzony w ramach rekompensaty za poprzednie, okropne zastoje w pisaniu. Jest taki trochę z innej beczki, ale o tym przekonacie się już podczas czytania. Pokłony za niego bijcie głównie głównie Magdzie i betującej Julci.
A zatem voilà! Oto on! ;)
***
Harry i Ron znajdowali się właśnie na Grimmaud Place 12, w budynku, który po wojnie ponownie stał się siedzibą główną Zakonu Feniksa. Wszystko za sprawą Severusa Snape'a. Wyciągając wnioski z wydarzeń w Hogwarcie, zapobiegawczo nałożył ze swojej strony nowe zaklęcia na dom Blacków, w tym Zaklęcie Fideliusa, natomiast Strażnikiem Tajemnicy nominowano Chłopca-Który-Przeżył-I-To-Podwójnie. Jak to się stało, że Mistrz Eliksirów przeżył ukąszenie Nagini? Otóż okazało się, że od lat potajemnie, mimo nawału pracy, którą wykonywał dla obu stron, jakimś cudem znajdował jeszcze czas na eksperymenty, mające na celu stworzenie odtrutki na jej jad. W końcu nie był to byle jaki wąż, a jej ofiarą mógł paść każdy. Niekoniecznie przecież właśnie on. Jak widać – badania w końcu przyniosły pożądany efekt. Choć niestety, niezbyt estetyczne blizny po ataku węża pozostały. Jednak tym, już nikt się nie przejął.Obecnie w tym domu przebywała większość członków stowarzyszenia, gdyż mimo dopiero co wygranej wojny, stosunkowo szybko okazało się, że nadal jest niebezpiecznie. Chłopcy grali w czarodziejskie szachy w salonie, gdy ktoś zafiukał do kominka. Po chwili, do salonu wpadł poważnie zaniepokojony Kingsley Shackelbot. Przerwał fascynująca potyczkę, a niezadowolone figury zaczęły przytupywać w miejscu i ostrzyć języki.
– Zbierzcie się wszyscy w jadalni – oznajmił wprost, głosem, nieznającym sprzeciwu; po czym wybiegł z pokoju.
– O co może chodzić? – Zastanowił się głośno Ron, wymieniając ponure spojrzenie z przyjacielem, przy odgłosie ciężko odsuwanych krzeseł, w celu niezwłocznego wykonania polecenia starszego mężczyzny.
Jadalnia była olbrzymim pokojem, utrzymanym w gotyckim stylu, ze strzelistymi magicznymi oknami, o obramowaniu w kolorze ciemnej czerwieni. Przy ścianach, gęsto pokrytych skomplikowanymi wzorami, znajdowała się ogromna ilość rzeźb, zarówno miniaturowych, jak i monumentalnych. Większość z nich przedstawiała bliżej niezidentyfikowane, ważne osobowości magicznego świata, żyjące pewnie dobre dziesięć pokoleń wstecz. W pomieszczeniu, ze względów bezpieczeństwa, nie było żadnego obrazu. Za bardzo obawiano się podsłuchów. W rogu stał ogromny kominek z ciemnoszarego kamienia, który, wbrew pozorom, nie służył do przemieszczania się. Pełnił wyłącznie funkcję dekoracyjną. Podłogę najprawdopodobniej wykonano z dębu, a sporą jej część zakryto czarno-brązowym, niezbyt grubym dywanem. Przy jednym z okien, tym, bliżej wejścia, znajdowały się trzy wysokie doniczki na kształt walca, z pięknymi roślinami, których, jak szybko przekonali się lokatorzy, nie trzeba było podlewać, gdyż wtedy wylewały na danego osobnika hektolitry wody. W centralnej części owej jadalni stał potężny stół, którego wielkość wprowadzała każdego w ponury nastrój, gdyż przypominała o utraconych w czasie wojny członkach Zakonu. Z sufitu zwisał olbrzymi kryształowy żyrandol, który wprawiał w osłupienie i zapierał dech w piersiach niemal każdemu – no, może naturalnie poza Severusem Snape'em.
Chłopcy weszli i po cichu zajęli miejsca po obu stronach Hermiony. Wymienili się z nią pytającymi spojrzeniami, ale dziewczyna tylko wzruszyła ramionami, tym samym dając im do zrozumienia, że również nie ma pojęcia, o co może chodzić. Wiadomo było jedynie tyle, że niestety nie będzie to dobra wiadomość.
– Jak już dobrze wiecie, w ostatnim czasie zdarzało się coraz więcej zniknięć i porwań z Ministerstwa – zaczął Kingsley, gdy dostrzegł, że są już wszyscy. – Porwano kolejną osobę. Przed kilkudziesięcioma minutami zauważono zniknięcie Artura Weasleya – zrobił przerwę i przygaszony, rozejrzał się po twarzach zgromadzonych osób.
W pomieszczeniu na moment zapadła przewlekła cisza, którą po chwili przełamał rzewny płacz pani Weasley. Podbródek Ginny trząsł się niebezpiecznie, a źrenice miała nienaturalnie powiększone. Ron stał się tak blady, że z powodzeniem można było policzyć wszystkie jego piegi. George... George, odwracając wzrok od załamanej matki, zaczął rozglądać się w poszukiwaniu swojego bliźniaka, zapominając, że tego nie ma już wśród nich. Charlie z pewnością rozmyślał właśnie o tym, kto powiadomi o zaistniałej sytuacji Billa, przebywającego w tej chwili w Egipcie, który rzucił się w wir pracy, by pogodzić się ze stratą świeżo-upieczonej małżonki. Hermiona, w geście wsparcia, położyła dłoń na ramieniu Rona. Harry Potter zgarbił się na krześle, a z jego postawy uleciała cała pozorna lekkość oraz wyluzowanie. Kadra nauczycielska wymownie milczała, w tym Severus Snape, który ze znużeniem stukał palcami o stół, a miny reszty członków Zakonu Feniksa łączył wyraz smutku.
– Nie wiemy jeszcze, w jaki sposób do tego doszło – kontynuował Shackelbot. – Najprawdopodobniej, ktoś podszył się pod jednego z jego współpracowników dzięki Eliksirowi Wielosokowemu.
Hermiona wstała i zaczęła przemawiać:
– Przecież wojna się skończyła. Ponieśliśmy olbrzymie straty. Nie żyją Tonks, Remus, Fred, Fleur, profesor Flitwick i wielu innych członków Zakonu, a część z tych, którzy przeżyli, po dziś dzień leży w Świętym Mungu, nie mając kontaktu z rzeczywistością. Miało już nie być więcej ofiar, a tu co? Proszę o pozwolenie na przeniesienie się w przeszłość, by zrobić coś, by wojna okazała się mniej dotkliwa.
Severus zmierzył Gryfonkę zaintrygowanym spojrzeniem.
– Może w rzeczy samej nie jest taka głupia... – Pogrążył się w myślach. – Zwłaszcza w porównaniu do tej bandy głąbów. Jedynie bliźniaków względnie tolerował, ale po śmierci jednego z nich, drugi stracił cały wigor i dobre pomysły. Ta tu przynajmniej czasami potrafi wysłuchać pomysłów innych i samodzielnie wysnuć nierzadko, co musiał nawet wbrew sobie przyznać, dość trafne wnioski.
Kingsley westchnął, nie mając siły na kłótnię.
– Zarządzam głosowanie. Kto jest za niech podniesie rękę.
– O nie nie nie, nie możemy stracić również ciebie, Hermiono. Nie pozwolę na to! – krzyknęła pani Weasley. Mordowała wzrokiem każdego, kto chociaż pomyślał, by podnieść rękę, w efekcie czego mało kto się zgłosił, a propozycję dziewczyny ostatecznie zignorowano.
W trakcie spotkania, omówiono jeszcze kilka innych spraw, po czym wszyscy, z przygnębionymi minami po świeżo usłyszanym fakcie, rozeszli się po budynku.
Kingsley westchnął, nie mając siły na kłótnię.
– Zarządzam głosowanie. Kto jest za niech podniesie rękę.
– O nie nie nie, nie możemy stracić również ciebie, Hermiono. Nie pozwolę na to! – krzyknęła pani Weasley. Mordowała wzrokiem każdego, kto chociaż pomyślał, by podnieść rękę, w efekcie czego mało kto się zgłosił, a propozycję dziewczyny ostatecznie zignorowano.
W trakcie spotkania, omówiono jeszcze kilka innych spraw, po czym wszyscy, z przygnębionymi minami po świeżo usłyszanym fakcie, rozeszli się po budynku.
***
Minerwa McGonagall złapała Severusa Snape'a, gdy ten kierował się do biblioteki.
– Severusie. Severusie, zaczekaj! – zawołała kobieta.
Była jego pracodawcą, więc chcąc nie chcąc, musiał się zatrzymać.
– Słucham – odparł sucho, po obróceniu się w jej kierunku.
– Widziałeś minę panny Granger po odrzuceniu jej pomysłu, prawda...? Wiem, że tak. – Odpowiedziała samej sobie, nie czując potrzeby marnowania czasu na zbędne potyczki słowne. – Widzisz... Żadne z nas nie może zaprzeczyć, że przez te kilka lat nauki, udało nam się całkiem nieźle poznać ją, pana Weasleya oraz pana Pottera. Przyznaj, nie zdziwiłbyś się, gdyby po rozmowie z przyjaciółmi zrobiła to, co chciała zrobić, czyż nie? Severusie, koniecznie trzeba temu zapobiec. Szanowałam i wciąż szanuję Albusa, ale jego pomysł z manipulacją czasem był po prostu zły.
– Do rzeczy, Minerwo.
– Otóż wpadłam na taki pomysł... Chciałabym, abyś pozwolił pannie Granger warzyć eliksiry pod swoim okiem.
– Praktyki? – wypalił, nie kryjąc zaskoczenia. Jego spojrzenie stało się bardziej czujne niż zwykle. – Żartujesz sobie ze mnie?
– Nie, skądże. Zanim mi to wyrzucisz... – zaczęła pospiesznie, widząc, że mężczyzna już szykuje się do ataku. – Jestem świadoma, że Hermiona mimo całego swojego niebywałego wręcz, wszechstronnego utalentowania, nie posiada tego wrodzonego, intuicyjnego zrozumienia Eliksirów. Wielokrotnie to powtarzałeś. Chodzi mi o zwykle warzenie. Jestem pewna, iż znajdziesz jej coś do roboty, by się nie nudziła i nie miała czasu na spełnianie naiwnych pomysłów Albusa.
Mężczyzna westchnął ciężko.
– Zrobię co mogę, by się nie nudziła – rzekł zwięźle, z kwitnącym, wrednym uśmieszkiem na ustach.
– No, to załatwione! – Uśmiechnęła się dyrektorka, udając, że nie zauważyła poprzedniej miny Mistrza Eliksirów.
Całej rozmowie, zza uchylonych drzwi, przypadkowo przysłuchiwał się Ron. W pierwszym odruchu, chciał natychmiast powiadomić o całym zajściu Hermionę, ale przypomniało mu się, że po zerwaniu, ich relacje wciąż nie były w zbyt dobrym stanie. Wątpił, żeby kiedykolwiek zapomniał jej wściekłego oblicza, które mu się ukazało, gdy znalazła listy, w których flirtował z Lavender. Okropnie nawrzeszczała mu wtedy w twarz, że jest... Jak to było? Wstrętnym, antypatycznym, żałosnym, prostackim, zadufanym w sobie, pyszałkowatym, szowinistycznym, egoistycznym, nikczemnym, tępym, zarozumiałym idiotą. Oczywiście wymieniła o wiele więcej określeń, ale były zbyt skomplikowane, by przywiązywać do nich szczególną uwagę. Z drugiej strony, czemu miałby nie podziwiać kształtów Lavender, podczas gdy jego oziębła dziewczyna przeżywała niezdrową fascynację intelektem takiego Snape'a...? Ileż można słuchać tych tyrad. Ech.
Postanowił powiedzieć o wydarzeniu, którego był świadkiem Harry'emu, lecz gdy zamykał drzwi, usłyszał stanowcze:
– Panie Weasley, proszę na słówko do mnie. – O wilku mowa, a wilk tu.
– Tak, profesorze Snape?
Była jego pracodawcą, więc chcąc nie chcąc, musiał się zatrzymać.
– Słucham – odparł sucho, po obróceniu się w jej kierunku.
– Widziałeś minę panny Granger po odrzuceniu jej pomysłu, prawda...? Wiem, że tak. – Odpowiedziała samej sobie, nie czując potrzeby marnowania czasu na zbędne potyczki słowne. – Widzisz... Żadne z nas nie może zaprzeczyć, że przez te kilka lat nauki, udało nam się całkiem nieźle poznać ją, pana Weasleya oraz pana Pottera. Przyznaj, nie zdziwiłbyś się, gdyby po rozmowie z przyjaciółmi zrobiła to, co chciała zrobić, czyż nie? Severusie, koniecznie trzeba temu zapobiec. Szanowałam i wciąż szanuję Albusa, ale jego pomysł z manipulacją czasem był po prostu zły.
– Do rzeczy, Minerwo.
– Otóż wpadłam na taki pomysł... Chciałabym, abyś pozwolił pannie Granger warzyć eliksiry pod swoim okiem.
– Praktyki? – wypalił, nie kryjąc zaskoczenia. Jego spojrzenie stało się bardziej czujne niż zwykle. – Żartujesz sobie ze mnie?
– Nie, skądże. Zanim mi to wyrzucisz... – zaczęła pospiesznie, widząc, że mężczyzna już szykuje się do ataku. – Jestem świadoma, że Hermiona mimo całego swojego niebywałego wręcz, wszechstronnego utalentowania, nie posiada tego wrodzonego, intuicyjnego zrozumienia Eliksirów. Wielokrotnie to powtarzałeś. Chodzi mi o zwykle warzenie. Jestem pewna, iż znajdziesz jej coś do roboty, by się nie nudziła i nie miała czasu na spełnianie naiwnych pomysłów Albusa.
Mężczyzna westchnął ciężko.
– Zrobię co mogę, by się nie nudziła – rzekł zwięźle, z kwitnącym, wrednym uśmieszkiem na ustach.
– No, to załatwione! – Uśmiechnęła się dyrektorka, udając, że nie zauważyła poprzedniej miny Mistrza Eliksirów.
Całej rozmowie, zza uchylonych drzwi, przypadkowo przysłuchiwał się Ron. W pierwszym odruchu, chciał natychmiast powiadomić o całym zajściu Hermionę, ale przypomniało mu się, że po zerwaniu, ich relacje wciąż nie były w zbyt dobrym stanie. Wątpił, żeby kiedykolwiek zapomniał jej wściekłego oblicza, które mu się ukazało, gdy znalazła listy, w których flirtował z Lavender. Okropnie nawrzeszczała mu wtedy w twarz, że jest... Jak to było? Wstrętnym, antypatycznym, żałosnym, prostackim, zadufanym w sobie, pyszałkowatym, szowinistycznym, egoistycznym, nikczemnym, tępym, zarozumiałym idiotą. Oczywiście wymieniła o wiele więcej określeń, ale były zbyt skomplikowane, by przywiązywać do nich szczególną uwagę. Z drugiej strony, czemu miałby nie podziwiać kształtów Lavender, podczas gdy jego oziębła dziewczyna przeżywała niezdrową fascynację intelektem takiego Snape'a...? Ileż można słuchać tych tyrad. Ech.
Postanowił powiedzieć o wydarzeniu, którego był świadkiem Harry'emu, lecz gdy zamykał drzwi, usłyszał stanowcze:
– Panie Weasley, proszę na słówko do mnie. – O wilku mowa, a wilk tu.
– Tak, profesorze Snape?
– Nie wspomni pan o sytuacji, której był świadkiem absolutnie nikomu. Zrozumiano? – wysyczał groźnie, stojący przed nastolatkiem mężczyzna. – W przeciwnym razie... Postaram się, aby pana matka dowiedziała się o konflikcie z panną Granger, a chyba nikt nie chciałby jej teraz dokładać więcej zmartwień, nieprawdaż?
– Tak, panie profesorze.
– Cieszę się, że się zrozumieliśmy. A teraz żegnam – Snape odwrócił się i odszedł w stronę biblioteki.
– Szag by to, cholerny nietoperz – cicho warknął Ron do swoich butów, po czym, powłócząc nogami, wrócił do swojego pokoju na piętrze.
– Harry! – Usiadła na fotelu naprzeciwko niego. – Harry, będę warzyć eliksiry pod okiem profesora Snape'a! Co prawda... Domyślam się, że pewnie zaproponował to, aby odciągnąć mnie od pomysłu podróży w czasie, ale tak czy inaczej, jestem naprawdę bardzo szczęśliwa! – Gryfonka uśmiechała się od ucha do ucha.
– Nie zdziwiłbym się, gdyby w rzeczywistości kazał ci czyścić kociołki. Do tego, będzie rzucał sarkastyczne komentarze. Ale ty się mimo wszystko z tego cieszysz – zauważył. – Naprawdę cię podziwiam.
– Przesadzasz. Lekko na pewno nie będzie, w końcu to profesor Snape, ale nie jesteśmy już uczniami, Harry, a on nie jest już podwójnym szpiegiem. W szkole musiał się tak wobec nas zachowywać, by nie wzbudzić podejrzeń.
– Tak tak, niech ci będzie, nie mam szans cię przekonać. Pozostaje mi tylko życzyć powodzenia.
– Będzie dobrze, dam radę. Muszę przejrzeć jeszcze moje książki o eliksirach i przypomnieć sobie kilka rzeczy. Na razie, Harry – uśmiechnęła się raz jeszcze, po czym zbiegła po schodach.
– Tak, panie profesorze.
– Cieszę się, że się zrozumieliśmy. A teraz żegnam – Snape odwrócił się i odszedł w stronę biblioteki.
– Szag by to, cholerny nietoperz – cicho warknął Ron do swoich butów, po czym, powłócząc nogami, wrócił do swojego pokoju na piętrze.
***
Kilka dni później, podczas gdy Harry czytał jedną z książek o aurorach, otrzymaną na urodziny, siedząc w fotelu przy oknie na drugim piętrze; przebiegła do niego, niekryjąca rozentuzjazmowania, Hermiona.– Harry! – Usiadła na fotelu naprzeciwko niego. – Harry, będę warzyć eliksiry pod okiem profesora Snape'a! Co prawda... Domyślam się, że pewnie zaproponował to, aby odciągnąć mnie od pomysłu podróży w czasie, ale tak czy inaczej, jestem naprawdę bardzo szczęśliwa! – Gryfonka uśmiechała się od ucha do ucha.
– Nie zdziwiłbym się, gdyby w rzeczywistości kazał ci czyścić kociołki. Do tego, będzie rzucał sarkastyczne komentarze. Ale ty się mimo wszystko z tego cieszysz – zauważył. – Naprawdę cię podziwiam.
– Przesadzasz. Lekko na pewno nie będzie, w końcu to profesor Snape, ale nie jesteśmy już uczniami, Harry, a on nie jest już podwójnym szpiegiem. W szkole musiał się tak wobec nas zachowywać, by nie wzbudzić podejrzeń.
– Tak tak, niech ci będzie, nie mam szans cię przekonać. Pozostaje mi tylko życzyć powodzenia.
– Będzie dobrze, dam radę. Muszę przejrzeć jeszcze moje książki o eliksirach i przypomnieć sobie kilka rzeczy. Na razie, Harry – uśmiechnęła się raz jeszcze, po czym zbiegła po schodach.
***
Ginny dopiero się budziła, gdy Hermiona się szykowała.
– Miona? Gdzie idziesz? – zapytała, ziewając.
– Za godzinę jestem umówiona u profesora Snape'a na warzenie eliksirów. – Dziewczyna mimowolnie uśmiechnęła się, od samego rana pełna zapału do pracy.
– Ach tak, zapomniałabym... Musisz być bardzo uważna, przeżywasz naprawdę niezdrową fascynację, która nie obejmuje tylko umysłu, sama o tym wiesz – powiedziała najmłodsza latorośl Weasleyów, podnosząc się do pozycji siedzącej.
– Oj wiem, ale też nie przesadzaj. Wcale nie aż taką niezdrową. To tylko podziw. Tylko podziw – powtórzyła z naciskiem, patrząc prosto w oczy rudowłosej dziewczyny.
– Mhm, niech ci będzie. Tylko nie zwracaj uwagi na jego sarkastyczne komentarze, on po prostu taki jest.
– Za godzinę jestem umówiona u profesora Snape'a na warzenie eliksirów. – Dziewczyna mimowolnie uśmiechnęła się, od samego rana pełna zapału do pracy.
– Ach tak, zapomniałabym... Musisz być bardzo uważna, przeżywasz naprawdę niezdrową fascynację, która nie obejmuje tylko umysłu, sama o tym wiesz – powiedziała najmłodsza latorośl Weasleyów, podnosząc się do pozycji siedzącej.
– Oj wiem, ale też nie przesadzaj. Wcale nie aż taką niezdrową. To tylko podziw. Tylko podziw – powtórzyła z naciskiem, patrząc prosto w oczy rudowłosej dziewczyny.
– Mhm, niech ci będzie. Tylko nie zwracaj uwagi na jego sarkastyczne komentarze, on po prostu taki jest.
– Ginny, przecież wiem! – fuknęła.
– Tak tylko mówię... – westchnęła Ginny, po czym z powrotem ułożyła się twarzą do ściany.
– Tak tylko mówię... – westchnęła Ginny, po czym z powrotem ułożyła się twarzą do ściany.
***
Wieczorem, gdy Hermiona wróciła kominkiem na Grimmaud Place, najmłodsza Weasleyówna wylegiwała się na kanapie w salonie. Po zobaczeniu zrezygnowanej miny przyjaciółki, gdy ta otrzepywała się z sadzy, wiedziała, że lepiej, by Harry, grający nieopodal z Ronem w szachy, nie słyszał tych narzekań, więc od razu zaciągnęła ją do ich pokoju. Od jakiegoś czasu mieszkały tu na stałe, tak samo jak reszta rodziny Weasleyów, ponieważ rodzice Hermiony mieszkali w Australii, a jej poprzedni dom spalono, tak samo jak Norę.
– I jak? – spytała zaciekawiona, zapominając o drobnej, porannej sprzeczce.
– Myślałam, że... Że skoro skończyliśmy szkołę, Voldemort zginął, a on nie jest już podwójnym agentem, to przestanie być aż tak wredny! – Hermiona wyrzuciła z siebie wściekle, agresywnie uwalniając burzę loków z kucyka na czubku głowy. – Ale nie, bo po co? Znowu traktował mnie jak nastoletnią uczennicę, a nie dorosłą osobę, która już nie uczy się w szkole! Nie wiem, co ja sobie myślałam – w pewnym momencie przeszła w krzyk, więc Ginny czym prędzej rzuciła Zaklęcie Wyciszające.
Hermiona od od dłuższego czasu zastanawiała się, czy nie wrócić do szkoły na ostatni rok, ale w świetle ostatnich zdarzeń, okazało się to bezcelowe, skoro Owutemy i tak zdała tuż po Bitwie.
– Mówiłam ci. Co takiego zrobił?
– Wredota wrodzona i komentarze na temat mojego stanu umysłowego. Klasyk.
– I jak? – spytała zaciekawiona, zapominając o drobnej, porannej sprzeczce.
– Myślałam, że... Że skoro skończyliśmy szkołę, Voldemort zginął, a on nie jest już podwójnym agentem, to przestanie być aż tak wredny! – Hermiona wyrzuciła z siebie wściekle, agresywnie uwalniając burzę loków z kucyka na czubku głowy. – Ale nie, bo po co? Znowu traktował mnie jak nastoletnią uczennicę, a nie dorosłą osobę, która już nie uczy się w szkole! Nie wiem, co ja sobie myślałam – w pewnym momencie przeszła w krzyk, więc Ginny czym prędzej rzuciła Zaklęcie Wyciszające.
Hermiona od od dłuższego czasu zastanawiała się, czy nie wrócić do szkoły na ostatni rok, ale w świetle ostatnich zdarzeń, okazało się to bezcelowe, skoro Owutemy i tak zdała tuż po Bitwie.
– Mówiłam ci. Co takiego zrobił?
– Wredota wrodzona i komentarze na temat mojego stanu umysłowego. Klasyk.
– Dasz radę, jesteś twarda. Przyzwyczaisz się.
– Tylko zastanawia mnie, dlaczego on to robi? Przecież nie ma w tym żadnego sensu... A jeśli on źle zinterpretował moje zachowanie? Jeśli pomyślał, że jestem w nim zakochana?
– ... A nie jesteś?
– Co? Nie! Daj spokój; co prawda, fascynuje mnie jego umysł, podoba mi się głos oraz dłonie, ale bynajmniej nie jestem w nim zadurzona. Nie bądź głupia. Zresztą nie o tym mówimy.
– Jasne. Po prostu pilnuj się, żeby to, co do niego czujesz, nie przerodziło w coś więcej. Poza tym, on po prostu chyba taki jest. Idziesz coś zjeść?
– Tak, umieram z głodu. Widziałaś Krzywołapa?
– Ostatnio był w ogrodzie. Poszukamy go po posiłku.
– Tylko zastanawia mnie, dlaczego on to robi? Przecież nie ma w tym żadnego sensu... A jeśli on źle zinterpretował moje zachowanie? Jeśli pomyślał, że jestem w nim zakochana?
– ... A nie jesteś?
– Co? Nie! Daj spokój; co prawda, fascynuje mnie jego umysł, podoba mi się głos oraz dłonie, ale bynajmniej nie jestem w nim zadurzona. Nie bądź głupia. Zresztą nie o tym mówimy.
– Jasne. Po prostu pilnuj się, żeby to, co do niego czujesz, nie przerodziło w coś więcej. Poza tym, on po prostu chyba taki jest. Idziesz coś zjeść?
– Tak, umieram z głodu. Widziałaś Krzywołapa?
– Ostatnio był w ogrodzie. Poszukamy go po posiłku.
Wyszły z pokoju, kierując się do kuchni.
***
Ron, po rozstaniu z Hermioną, źle znosił widok całujących się Harry'ego i Ginny, więc para wolała w spokoju chować się w jakiś zaułkach, których to na Grimmaud Place było naprawdę od groma.
Około trzech tygodni po pierwszej wizycie Hermiony w Pracowni Eliksirów, byli właśnie w jednej ze swoich kryjówek, gdy stali się świadkami przyciszonej rozmowy dziewczyny z profesorem Snape'em, którzy najwidoczniej wybrali to samo miejsce.
– ... Czy pan coś sugeruje, mówiąc, że wszystko powinno biec inaczej?
– Po prostu, moim skromnym zdaniem, lepiej byłoby, gdyby zmieniła pani strefę czasową. Tak o sześćdziesiąt parę lat. – Mimo przyciszonego głosu, ton mężczyzny bynajmniej nie stracił na swej chłodnej elegancji.
– Sześćdziesiąt parę lat... – wymamrotała zaniepokojona, ale i zaintrygowana, równocześnie odmierzając w myślach odpowiednią ilość lat, by przewertować dziejące się wówczas wydarzenia. – Dlaczego akurat wtedy, proszę pana? Co ma pan na myśli?
– Tom Riddle przebywał wtedy w pewnym sierocińcu w Londynie. Można by wykorzystać tę wiedzę i spróbować zmienić jego rozumowanie. Ale ostrzegam. Zawsze był silny i kiełkował w nim twardy charakter. Sądzę, że to samo działo się, gdy był dzieckiem. Mimo wszystko, śmiem twierdzić, że ryzyko jest warte zachodu. Gdybym mógł, sam bym się za to zabrał – przyznał, zachowując odległy, bezbarwny ton głosu, decydując się tym razem bardziej otwarcie do niej przemówić, chociaż już od dobrych tygodni dawał jej drobne ślady, niczym pozostawiane w lesie okruszki chleba, mające ją niewinnie naprowadzić na ten tok myślenia.
– Och, więc jednak popiera pan pomysł mojej podróży w czasie! – Pisnęła nieco głośniej zaskoczona dziewczyna. Niewiarygodne! – Profesor Dumbledore nigdy nie wyjaśnił mi, dlaczego nikt inny nie może tego zrobić... Od razu, bez dyskusji zaczął mnie przygotowywać, a wtedy jeszcze nawet nie byłam w Zakonie, aby móc dowiedzieć się więcej.
Mężczyzna z poważnym wyrazem twarzy, uniósł brew, tym samym informując ją, że to małe zwierzenie go nie interesuje.
– Obiło mi się o uszy, że stosowała pani Zmieniacz Czasu. – Dziewczyna, nie wiedzieć czemu, zarumieniła się na te słowa. – Nie można się nim przenieść na duże odległości czasowe, gdyż powoduje to anomalie, ale w tej sytuacji jest to niewątpliwe uproszczenie. Jak powstają Zmieniacze? – zapytał po chwili, nauczycielskim tonem.
– Są mieszanką silnych eliksirów i zaklęć, połączonych w całość z metalem za pomocą transformacji. Nieznane jest ich dokładne pochodzenie. Istnieje ograniczona ilość, większość w posiadaniu Ministerstwa Magii. Na przestrzeni lat, prowadzone na nich badania odbywały się w Departamencie Tajemnic.
– Większość, to prawda, ale tak naprawdę, to Władcy Czasu tworzyli Zmieniacze. W całej historii oraz tej przeklętej książce było ich raptem dwóch. Wygląda na to, że jest pani trzecim. Do tego trzeba mieć wrodzony dar, tak samo jak do Eliksirów czy Zaklęć. Dlatego tylko pani może to zrobić.
– Mam dar? – wymamrotała bez tchu.
– Owszem. Władca Czasu nie przenosi się w nim. On przenosi całą rzeczywistość wokół niego, w ułamku sekundy, jaki trwa ten rodzaj aportacji. – Podał jej czarny notes, książkę oraz specyficzny stary przedmiot. – To powinno okazać się przydatne. Urządzenie zwiększy twoją moc, ze względu na użycie go przez panią po raz pierwszy, na dodatek na długi dystans.
– ... Dziękuję, profesorze. Za wszystko.
– Wypocznij, uspokój nerwy, wyrusz za kilka dni. Nikogo nie informuj. Poza tym, czuj się oficjalnie i definitywnie zwolniona z naszego wspólnego warzenia eliksirów. Myślę, iż wystarczy już tej farsy. Żegnam, panno Granger.
Severus Snape wyszedł ze schowka, a dziewczyna kilkanaście sekund po nim. Harry i Ginny, mimo mroku, skrzyżowali spojrzenia.
– Co się stało? – spytała jako pierwsza Ginny, wstając z kanapy, na której podziwiała pierścionek zaręczynowy od Harry'ego.
– Doszło do pierwszego zabójstwa – wyszeptała zdruzgotana McGonagall.
– Zawołaj wszystkich obecnych do jadalni – bezprecedensowo rozkazał George.
Ginny pędem wybiegła wykonać zadanie.
– ... Czy pan coś sugeruje, mówiąc, że wszystko powinno biec inaczej?
– Po prostu, moim skromnym zdaniem, lepiej byłoby, gdyby zmieniła pani strefę czasową. Tak o sześćdziesiąt parę lat. – Mimo przyciszonego głosu, ton mężczyzny bynajmniej nie stracił na swej chłodnej elegancji.
– Sześćdziesiąt parę lat... – wymamrotała zaniepokojona, ale i zaintrygowana, równocześnie odmierzając w myślach odpowiednią ilość lat, by przewertować dziejące się wówczas wydarzenia. – Dlaczego akurat wtedy, proszę pana? Co ma pan na myśli?
– Tom Riddle przebywał wtedy w pewnym sierocińcu w Londynie. Można by wykorzystać tę wiedzę i spróbować zmienić jego rozumowanie. Ale ostrzegam. Zawsze był silny i kiełkował w nim twardy charakter. Sądzę, że to samo działo się, gdy był dzieckiem. Mimo wszystko, śmiem twierdzić, że ryzyko jest warte zachodu. Gdybym mógł, sam bym się za to zabrał – przyznał, zachowując odległy, bezbarwny ton głosu, decydując się tym razem bardziej otwarcie do niej przemówić, chociaż już od dobrych tygodni dawał jej drobne ślady, niczym pozostawiane w lesie okruszki chleba, mające ją niewinnie naprowadzić na ten tok myślenia.
– Och, więc jednak popiera pan pomysł mojej podróży w czasie! – Pisnęła nieco głośniej zaskoczona dziewczyna. Niewiarygodne! – Profesor Dumbledore nigdy nie wyjaśnił mi, dlaczego nikt inny nie może tego zrobić... Od razu, bez dyskusji zaczął mnie przygotowywać, a wtedy jeszcze nawet nie byłam w Zakonie, aby móc dowiedzieć się więcej.
Mężczyzna z poważnym wyrazem twarzy, uniósł brew, tym samym informując ją, że to małe zwierzenie go nie interesuje.
– Obiło mi się o uszy, że stosowała pani Zmieniacz Czasu. – Dziewczyna, nie wiedzieć czemu, zarumieniła się na te słowa. – Nie można się nim przenieść na duże odległości czasowe, gdyż powoduje to anomalie, ale w tej sytuacji jest to niewątpliwe uproszczenie. Jak powstają Zmieniacze? – zapytał po chwili, nauczycielskim tonem.
– Są mieszanką silnych eliksirów i zaklęć, połączonych w całość z metalem za pomocą transformacji. Nieznane jest ich dokładne pochodzenie. Istnieje ograniczona ilość, większość w posiadaniu Ministerstwa Magii. Na przestrzeni lat, prowadzone na nich badania odbywały się w Departamencie Tajemnic.
– Większość, to prawda, ale tak naprawdę, to Władcy Czasu tworzyli Zmieniacze. W całej historii oraz tej przeklętej książce było ich raptem dwóch. Wygląda na to, że jest pani trzecim. Do tego trzeba mieć wrodzony dar, tak samo jak do Eliksirów czy Zaklęć. Dlatego tylko pani może to zrobić.
– Mam dar? – wymamrotała bez tchu.
– Owszem. Władca Czasu nie przenosi się w nim. On przenosi całą rzeczywistość wokół niego, w ułamku sekundy, jaki trwa ten rodzaj aportacji. – Podał jej czarny notes, książkę oraz specyficzny stary przedmiot. – To powinno okazać się przydatne. Urządzenie zwiększy twoją moc, ze względu na użycie go przez panią po raz pierwszy, na dodatek na długi dystans.
– ... Dziękuję, profesorze. Za wszystko.
– Wypocznij, uspokój nerwy, wyrusz za kilka dni. Nikogo nie informuj. Poza tym, czuj się oficjalnie i definitywnie zwolniona z naszego wspólnego warzenia eliksirów. Myślę, iż wystarczy już tej farsy. Żegnam, panno Granger.
Severus Snape wyszedł ze schowka, a dziewczyna kilkanaście sekund po nim. Harry i Ginny, mimo mroku, skrzyżowali spojrzenia.
***
Trzy dni później, Harry i Ron byli na kursie aurorskim, gdy wyjątkowo nie w humorze George oraz przerażona nauczycielka transmutacji, wybiegli z kominka nawet nie otrzepując się z sadzy.– Co się stało? – spytała jako pierwsza Ginny, wstając z kanapy, na której podziwiała pierścionek zaręczynowy od Harry'ego.
– Doszło do pierwszego zabójstwa – wyszeptała zdruzgotana McGonagall.
– Zawołaj wszystkich obecnych do jadalni – bezprecedensowo rozkazał George.
Ginny pędem wybiegła wykonać zadanie.
Gdy już wszyscy się zgromadzili, dyrektorka Hogwartu wstała i zaczęła przemawiać;
– Dziś przed południem, w Hogsmeage, doszło do pierwszego zabójstwa. Sądząc po częstotliwości zaklęć i poniesionych obrażeniach, musiało być co najmniej trzech, dobrze wykwalifikowanych i doświadczonych napastników. Jeden związał ofiarę, w tym samym czasie drugi czasie zabrał mu różdżkę, a trzeci rzucił Zaklęcie Wyciszające. Potem Śmierciożercze zaklęcia, aby ofiara cierpiała, na koniec Avada. Nie żyje Severus Snape.
Podczas, gdy miny praktycznie wszystkich wykazały tylko i wyłącznie szok, Hermiona wybiegła z pomieszczenia.
Gdy zamykała się w łazience, przypominała sobie wszystkie instrukcje Dumbledore'a oraz Snape'a, co do podróży w czasie, chwyciła otrzymany przedmiot, po czym mocno rozemocjonowana, zniknęła.
– Dziś przed południem, w Hogsmeage, doszło do pierwszego zabójstwa. Sądząc po częstotliwości zaklęć i poniesionych obrażeniach, musiało być co najmniej trzech, dobrze wykwalifikowanych i doświadczonych napastników. Jeden związał ofiarę, w tym samym czasie drugi czasie zabrał mu różdżkę, a trzeci rzucił Zaklęcie Wyciszające. Potem Śmierciożercze zaklęcia, aby ofiara cierpiała, na koniec Avada. Nie żyje Severus Snape.
Podczas, gdy miny praktycznie wszystkich wykazały tylko i wyłącznie szok, Hermiona wybiegła z pomieszczenia.
Gdy zamykała się w łazience, przypominała sobie wszystkie instrukcje Dumbledore'a oraz Snape'a, co do podróży w czasie, chwyciła otrzymany przedmiot, po czym mocno rozemocjonowana, zniknęła.